Po drugiej wyszłam zobaczyć, jak wygląda ten powrót rybaków z połowu. Biedni, wypływają o drugiej w nocy, a wracają o drugiej w dzień, kiedy śpią, kiedy żyją? Oczami wyobraźni wcześniej widziałam placyk otoczony domkami, i na tym placyku rybaków z połowem. A to nie tak. Wpływają przecież do portu, a więc tam ludzie czekają, sporo samochodów chłodni, ale też dużo ludzi, wypatrują łodzi, w końcu widać, że jakaś zmierza do portu. Te pierwsze łodzie cały połów wydają do tych samochodów, widać, że to wszystko jest zamówione, przez okienko w dole łodzi wydają popakowane ryby na styropianowych tacach przesypane lodem. Później przypływają inne łodzie, ustawiają się tam, gdzie czekają ludzie no i tam zaczyna się targowanie, dogadywanie ceny, głosy się podnoszą, kupujący zaglądają na tace, sprawdzają jakość. Nie rozumiem prawie nic z tego co słyszę, no bo wszyscy mówią po sycylijsku, ale oczywiście, chodzi o to, żeby kupić jak najlepszy towar jak najtaniej...
Ceny są tu naprawdę hurtowe, widzę, jak odchodzą z dwiema, trzeba wielkimi tacami ryb i owoców morza po kilka kilo i płacą 20, 30 euro. Ja bym chciała jedną rybkę na kolację, ale nawet się nie ośmielam zapytać. Potem, jak już się napatrzę, pójdę poszukać sklepu, gdzie taką rybkę, już nie hurtowo można kupić indywidualnie. Za to teraz napawam się cytrynową granitą w Bar Roma na mojej ulicy, ale mniamuśny! Podobno ten bar słynie z tej granity, a ja ją jem!