Side, czyli zostawić bagaż w przygodnym domu

Jedziemy ciężarówką wybrzeżem, dojeżdżamy do Side. Tu wysiadamy, bo kilka kilometrów stąd znajduje się wspaniały amfiteatr. Ale nie bardzo nam się podoba perspektywa marszu z plecakami. Przy drodze stoi dom. Zaglądamy tam, pokazują się mieszkańcy. Zaczynamy objaśniać o co nam chodzi (gesty, słowa tureckie i międzynarodowe oraz oczywiście trochę polskich):

My talebe, my bagaż tutaj, my Side, my potem tutaj, bagaż i my tesekur! To wszystko poparte gestami wystarczy, kiwają głowami - tamam! (OK!). Pozbawieni ciężarów idziemy zwiedzać pozostałości amfiteatru i starego akweduktu, wracamy pod wieczór, nie mamy wątpliwości, że nasze bagaże będą na nas czekać, ale... ... czekają nie tylko bagaże, czeka na nas kolacja...

No bo... przecież jesteście zmęczeni, musicie najeść się i wypocząć! Pamiętam proste potrawy, kładzione przez gospodynię na matę między naszymi nogami, jedzenie yogurtu palcami a arbuza nożem i widelcem, placki chleba rzucane tuż przy naszych stopach... Mój tata - lekarz dał mi na tę podróż tabletki do odkażania wody. Należało je wrzucić do wody i odczekać 15 minut aż zadziałają. Przywiozłam je wszystkie do domu...

Jedliśmy to co nam dawano, piliśmy to co było do picia. Jak można byłoby odmówić, albo wrzucić tabletkę do podanej przyjaźnie wody i czekać 15 minut... W tym niezwykle gościnnym i przyjaznym domu na skraju dróg spędziliśmy wiele godzin ROZMAWIAJĄC - gospodarze posłużyli się dziecinnym elementarzem! Dzięki temu mogliśmy poruszyć takie tematy, jak oświata, służba zdrowia, handel, ekonomia:) Nad ranem położyliśmy się na tarasie zasłanym wygodnie matami...

You have no rights to post comments