16.09 - Fumarole czyli kąpiele siarkowe i morskie bąbelki

Znów wpadam do mojego domku, przebieram się w „gorszy kostium” i jadę zażyć siarkowych kąpieli. Wstęp kosztuje 3 euro, w tym żeton na prysznic. Patrzę „come si fa”: z boku stoi wieszak, tam należy powiesić rzeczy, no i wejść do białej bulgoczącej cieczy.

Mam na nogach plastikowe buty, ostrożnie wchodzę po drewnianym pomoście. Woda jest gorąca, miejscami parzy! Stoję w wodzie po kolana, widzę, że tu nie jest głębiej, ludzie po prostu zanurzają się leżąc. Więc powoli też się zanurzam. Podobno te kąpiele doskonale robią na bóle reumatyczne... Obserwuję na powierzchni wody bulgoczące bąbelki, w tych miejscach dno jest wyjątkowo gorące, wyczuwam też rękami w dnie takie punkciki, gdzie wydobywa się bardzo gorąca, piekąca woda.

Widzę kobietę, która leży w miejscu, gdzie tworzy się mini gejzer, coś jak naturalne jacuzzi. Czyham na to miejsce, w końcu kobieta stamtąd się odsuwa, a ja wskakuję na jej miejsce. Woda gorąca, prawie parzy, bulgocze, masuje... Wiem, że nie powinno się być w tej kąpieli dłużej, niż 20 minut. Ale przecież zegarek jest w torbie, skąd mam wiedzieć, ile czasu tu jestem? No tak, po dłuższym czasie zauważam duży zegar...

Później przechodzę do tak zwanych gorących wód – jest to kamienna plaża tuż obok, woda w niej jest jasno niebieska, ale przezroczysta, taka normalna, ładna woda morska, tylko ten kolor trochę niezwykły.

Wchodzę do wody – wcześniej się opłukałam, bo nie wolno wchodzić z gliną na ciele. Początkowo czuję jedynie, że woda jest dość ciepła, a jest już koło 19-tej. Po pewnym czasie jednak widzę, że tu też bywają bąbelki, gejzery, jacuzzi, miejsca, gdzie jest dużo goręcej. Czuć też wyraźnie zapach siarki, choć nie taki mocny jak tam, gdzie błota.

Następnie kieruję się do prysznica, ale po drodze widzę kilka osób, siedzących na ławeczce przed kamieniami, jakby przed ogniskiem. Spośród tych kamieni wydobywa się ostry dym, należy go wdychać, podobno robi dobrze na drogi oddechowe. Taka jakby sauna na świeżym powietrzu. Kamienie są pokryte zielonkawo-żółtym nalotem. Robię zdjęcie, a potem cofam aparat, mam nadzieję, że nic mu się nie stało...

No tak, moje srebrne pierścionki oraz kolczyki zrobiły się prawie czarne... Nie są brzydkie, ale nie wyglądają już na srebrne... Taki jest koszt tej zabawy, ale mnie się i tak podoba – wrócę tu jutro!

on 16 czerwiec 2012
Odsłony: 453

You have no rights to post comments