4.06. Rzym - Messyna - Milazzo - Lipari

(godzina 5.40) Stoimy w porcie San Giovanni i czekamy w kolejce do promu. Nie wiedziałam, że ta cieśnina jest taka wąska, że Sycylia jest tak blisko! Most w tym miejscu byłby całkiem na miejscu, oczywiście, byłby długi, ale chyba nie niewykonalny – choć musiałby zakładać ewentualność zmiany odległości między lądem a Sycylią (ruchy tektoniczne).

Noc była, hm, powiedziałabym łagodnie – upiorna... Usiłowałam przez cały czas się jakoś ułożyć, marząc o tym, żeby choć przez chwilę się zdrzemnąć. Fotele nie opuszczają się, na szczęście są miejsca więc mam dwa, ale ułożyć się na nich nie jest łatwo. Dobrym pomysłem byłaby poduszka i coś cieplejszego, dobrym pomysłem byłaby ... umiejętność spania w ekstremalnych warunkach.

Koło piątej odwracając się na 1550 bok zobaczyłam, że jedziemy po wysokim wybrzeżu, wschodziło słońce i było pięknie, więc – nie miało sensu spać. Potem zobaczyłam za kawałkiem morza cypel i zrozumiałam, że to Stretto di Messina czyli Cieśnina Messyńska. I tam po drugiej stronie morza, jak na drugim brzegu dużego jeziora - zobaczyłam Sycylię... Pojęcia nie miałam, że to właśnie tak wygląda... Płyniemy przez to morze, a z nami samochody osobowe, cysterna, tiry, ludzie na piechotę. Wyszło słońce...

To było, a teraz ... płynę powolutku statkiem na Lipari... Statkiem jest wolniej niż wodolotem, ale więcej widać, więc patrzę... Mijamy Vulcano z jego księżycowymi widokami i niesamowitym zapachem. Zafascynowało mnie i już się nie mogę doczekać, kiedy tu wrócę.

A tymczasem - Lipari... Wpływamy do portu.

on 04 czerwiec 2012
Odsłony: 439

You have no rights to post comments