Etna nasza!

Wróciłam cała i zdrowa, choć wymordowana, wysmagana wiatrem... Nie zmarzłam, nie, udało mi się przygotować tak, że na prawie 3 tys m. było mi ciepło, lub inaczej, nie było zimno. Udało mi się też wrócić autostopem, choć nie bylo tak łatwo jak mówił Alberto...

Pojechałam do kolejki z Belgami, tam się rozstaliśmy, oni planowali krótszy pobyt na górze, chcieli pojechać jeszcze w inne miejsce, ja poszłam od razu do kasy biletowej. 63 euro i mam bilet na kolejkę, na busa i przewodnika. Kto kupuje bilet na busa, obowiązkowo musi wykupić też przewodnika za 9 euro (choć nie trzeba wcale z tym przewodnikiem chodzić...) Rifugio Sapienza, tam gdzie rusza kolejka, znajduje się na 1917 m. Niedaleko można zobaczyć kratery Silvestri, kto przyjedzie tu tylko samochodem i nie wybiera się wyżej, ma jakby namiastkę tego, co można zobaczyć na górze. Prócz tego koło kolejki jest oczywiście wiele sklepów z pamiątkami, barów, restauracji, parkingi no i tłumy ludzi. Zakup biletu i wejście do kolejki trwa krótko, do kolejnych wagoników wchodzi po 6 osób, i ruszamy. Po drodze widać ludzi, wchodzących piechotą. Ja naprawdę nie widzę w tym sensu, to taka sztuka dla sztuki, czyli wchodzenie dla samego wchodzenia. Ostro w górę pokonując różnicę ok. 600 m, przy czym tak naprawdę na tej trasie nie ma nic szczególnie ciekawego. Ciekawe zaczyna się dopiero po przybyciu kolejki na górę.

Po wyjściu z kolejki przesiadłam się do busa, to taki jakby bus-jeep, jadący ciężko, powoli, cały czas w górę po wulkanicznym pyle i kamieniach. Sam przejazd tym busem jest ciekawy, czasem naprawdę ostro jedzie w górę. Oczywiście, można też kupić tylko bilet na kolejkę i dalej pójść piechotą. Ja wybrałam rozwiązanie pośrednie: wykupiłam przejazd busem ale wróciłam na piechotę. Dzięki temu nie zamęczyłam się na śmierć, a wracając mogłam zajrzeć w ciekawe miejsca.

Ale wcześniej: busy dojeżdżają na Torre del Filosofo na wysokości 2919 m. Tam stoi niewielka budka przewodników i kilka czekających busów, to wszystko. Jedzenie, toaleta, pamiątki itp zostały niżej. Stąd już tylko 404 m do najwyższego szczytu Etny! Jednak w kierunku najwyższych szczytów (bo jest ich kilka) nie można iść. Ludzie zbierają się wokół przewodnika, robi się tłumek, do tego przewodnik mówi do grupy po francusku, więc idę w pewnej odległości. Później trochę podsłuchuję, kiedy widzę, że mowi po angielsku... Ale zasadniczo poruszam się sama. 

Na górze właściwie jest jedna trasa: są tu kratery, tzw bocconi, czyli guziki, bo ułożone w jednej linii. Obchodzimy je dookoła, ciekawie wyglądają i kratery wewnątrz, i księżycowy świat dookoła, a w oddali widać zatokę... Wieje niesamowicie. Po obejściu kraterów widzę, że za załomem skalnym (tzn z lawy) siedzi facet i pożywia się. Doskonały pomysł! Tego mi było trzeba! Zjeść, napić się, przysiąść, osłonić się od wiatru. Okazuje sie, że tutaj nie tylko wiatr zupełnie nie wieje, ale w dodatku... w pupę grzeje! Potem przechodzący przewodnik pokazuje, że jeśli rozgrzebać pył, to w głębi jest po prostu ciepło! Jest to pozostałość po erupcji sprzed kilku lat, powierzchnia wystygła, ale w środku jest wciąż ciepło...

Później schodzę, mijam busy i idę ich trasą w dół. Zejście nie jest trudne, oczywiście, wiadomo, kolana tego nie lubią. Potem widzę na horyzoncie jakąś ;górę, wygląda ciekawie, potem widzę na niej ścieżki, jakby mrówki po niej chodziły. Dochodzę tam, te ścieżki są w pyle, pewnie będę się bała schodzić, ale wchodzę na górę.  Z mapy wydaje mi się, że to Montognola. Oczywiście, po wejściu na górę widać potężny rudy krater. Obchodzę go dookoła, w ostatnim odcinku trochę strach, bo grań jest wąska, jest to pył, popiół i drobne kamienie, bardzo łatwo byłoby zjechać do krateru lub na zewnątrz... Ale jakoś żyję. Potem jest zejście, dużo łatwiejsze niż myślałam - wbijam pięty mocno w pył i ani razu się nie wywalam. No a potem już dochodzę do górnej kolejki, potem zjeżdżam w dół, potem zaglądam jeszcze do Monte Silvestri i idę na drogę. Wiele samochodów przejeżdża obojętnie... Alberto powiedział, że nie powinno być problemu, ale jeśli nic nie złapię, to mam do niego zadzwonić i przyjedzie. Ja jednak nie chcę nadużywać jego gościnności, to nie jest dwa kroki... Jak bym nic nie złapała do wieczora, no to nie będę miała wyjścia, póki co próbuję. No i w końcu zatrzymują się dwaj młodzi Niemcy. I dzięki temu zmęczona ale zadowolona znajduję się w domu.

Nie znalazłam nigdzie dymu, rozgrzanych kawałków lawy, wyziewów. Widziałam zdjęcia niektórych ludzi, którzy pokazywali takie miejsca na trasie wycieczki, ja nic takiego nie znalazłam. Księżycowy krajobraz, kratery, widoki. Na wierzchołkach Etny może coś delikatnie dymiło, ale trudno to było odróżnić od chmur. Nie, nie żałuję, absolutnie, choć wolałabym zobaczyć coś z tych rzeczy...

on 13 czerwiec 2016
Odsłony: 957

You have no rights to post comments