Dzień 20, Palermo bez wozów malowanych...

Guzik, nie było parady malowanych wozów, albo była, ale gdzie indziej i kiedy indziej, nie wiem! Najbardziej się na to nastawiałam. Przed katedrą był tłum, był tam ten piękny ozdobiony wóz, ale nic się z nim nie działo. Miało się zacząć o 20, a było czekanie do 21.30. Pięknie iluminowana katedra, to fakt.

Potem zaczęły się występy, śpiewał chór, potem ktoś inny. Dałam plamę, wiem, nic nie poradzę - zmęczenie, no i nie przepadam za takimi imprezami, poszłam sobie. Zjadłam dobre lody, posiedziałam na ulicy Vittorio Emanuele, tłum przechodzący był ciekawszy niż te występy. Na Quattro Canti grał zespół dziecięcy. Wszędzie wesołe tłumy, policja pilnowała porządku.

Skręciłam w via Roma i powolutku wróciłam do domu. Szkoda mi malowanych wozów, no ale nie wyglądało na to, żeby miały się gdzieś pokazać. Wiedziałam że mają być fajerwerki, kocham fajerwerki, a w tutejszym wykonaniu z pewnością były piękne. Ale nie widziałam, biję się w piersi - poszłam spać... Żadne to było spanie, bo strasznie głośno na ulicy, potem słyszałam fajerwerki, i choć wcześniej myślałam, że jak usłyszę, to wyjdę na balkon, to tylko przyciskałam głowę do poduszki...

I tak nie udało mi się w pełni skorzystać z tego święta. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Na łażenie po ulicach, czy stanie w tłumie do którejś tam w nocy jestem już za stara, bu!

Ale nic to, dziś jest nowy dzień. Zaraz się zbieram, pakuję, ale nie jadę od razu do Trapani, najpierw chcę skoczyć na ostatnie kąpanko do Mondello. Bardzo chcę zobaczyć tę miejscowość, i to właśnie w taki dzień - w poniedziałek rano, kiedy - mam nadzieję - będzie tam w miarę pusto. Potem wracam, biorę bagaż i jadę do Trapani.

on 15 lipiec 2013
Odsłony: 447

You have no rights to post comments