Dzisiejszy dzień postanowiłyśmy zacząć spacerem w kierunku Parlamentu. Udało nam się znaleźć figurkę chłopca? dziewczynki? (różnie piszą) na barierce nabrzeża. Szłyśmy bulwarem, który po raz pierwszy zobaczyłyśmy w pierwszy dzień, w deszczu i obawie, co z nami będzie. Dziś świeci słońce, trochę wieje, ale jest bardzo ładnie i przyjemnie.

Parlament obeszłyśmy, wartownik nie pozwolił wejść na dziedziniec. U nas też tak jest? Potem poszłyśmy nabrzeżem w kierunku mostu Małgorzaty. Most jest w remoncie, więc nie wygląda zachęcająco, ale cóż to jest po naszych śmieciowych przeżyciach z poprzednich dni...

Na wyspie wszyscy biegają, jeżdżą na rowerach, spacerują, relaksują się. Rosną tam piękne platany.

Po przejściu wyspy do mostu Arpad idziemy znów w kierunku Budy, ale to będzie Obuda - najstarsza część Budapesztu. Moim zamiarem jest znaleźć deszczowe panie przed muzeum Petofiego. A również langoski - zapragnęłam spróbować tych placków, widziałam je wcześniej, ale wtedy nie byłam głodna, teraz zaczynam mieć coraz większą ochotę właśnie na taką przekąskę...

Opublikowano: 28 luty 2010
Odsłony: 116

Obuda jest całkiem niezwykła! Jest tu przystań kajakowa z warstwą lodu na powierzchni wody, jest niezwykły kolorowy długi dom na wprost mostu, jest sztuczne lodowisko na placyku, jest piękny plac Szentlelek. Deszczowe panie z parasolami stoją sobie na swoim miejscu, choć idą przed siebie, są stale tam...

Nie ma tylko langoszków, a głód się zwiększa... To już nie głód na przekąskę, to głód na jedzenie! Dochodzimy do pięknego parterowego domu, przed którym stoi drewniany stary wóz, a nad drzwiami szyld zaprasza smakowicie: Kehli Vendeglo... Spieramy się, co robić. Widzę zupę rybną, widzę ceny całkiem przystępne, patrzę na zegarek, to jest TA godzina, to jest nasz ostatni dzień. Widzę jeszcze WIFI... Wchodzimy...

Opublikowano: 28 luty 2010
Odsłony: 113

I jesteśmy tutaj, przy tym stole ze świecą, kelnerzy uwijają się, brak tylko do szczęścia węgierskiej muzyki... Ze zdjęć przed wejściem wynika, że bywa, ale pewnie wieczorem...

Szczęście w zenicie... Wczorajsze jedzonko na Starym Mieście było koniecznością, ratowaniem się przed "umarciem z głodu", a zupa rybna i lecso w kokilkach były namiastką. Dziś powtórka z rozrywki, ale - lokal piękny, stylowy, świeca na stoliku, nastrój, przed restauracją stoi stary drewniany wóz, obsługa przesympatyczna, a jedzenie ... słów brak!

Na naszą kieszeń była do wyboru, zupa rybna, gulasz, lecso. Po zastanowieniu wybrałam zupę rybną, bo w Polsce nie ma szans, Alka wybrała lecso. Do tego piwo. Chciałoby się po kieliszku wina, ale - to już ponad stan.

Zupę podano mi w czerwonym garnuszku, z chochelką. Ilość - nakarmiłoby się pewnie rodzinę. Ale nie ze mną takie numery, nabrałam wszystko, co do kropelki! Zupa prawdziwa, nie kawałki ryby w wywarze, czuć że faktycznie to nie tylko bulion, ale tak jak należy, prócz kawałków (wielu) jest w niej wiele ryby... Do tego w kubeczku czerwona papryczka do samodzielnego doprawienia. Alka zajada swoje lecso, obie pożeramy też doskonały chleb - oj, chleb to oni tu mają dobry.

No i żeby szczęście było zupełne, jest tu legalne i prawdziwe wifi, na hasło, działa jak burza, nie trzeba szukać sygnału po sklepach! No to piszę...

Najedzone, rozgrzane, pokrzepione piwem, zaspokojone możliwością przekazania wiadomości przez WIFI zaczynamy zbierać się do dalszej drogi...

Przed nami spacerek z Obudy przez podzamcze do mostu (tylko jeszcze nie wiem którego), a potem ... co nam przyjdzie do głowy...

Życie jest piękne! Obuda to jest to!

Opublikowano: 28 luty 2010
Odsłony: 108

Plan na dziś zawierał ciekawe miejsca w Peszcie. Wyszło trochę inaczej…

Z restauracji w cudownym nastroju wychodzimy , kierując się wzdłuż rzeki w stronę Starego Miasta. Mijamy proste, stylowe kamieniczki Obudy, dzielnica jest spokojna, cicha. Mijamy kąpielisko Lucacs. Dochodzimy do Mostu Małgorzaty, mijamy go, idziemy dalej ulicą i oczom naszym ukazują się tureckie kopuły łaźni Kiraly, budynek jest bardzo niepozorny, nie przyszłoby mi do głowy że znajduje się tutaj słynne tureckie kąpielisko z XVI wieku. Następnie dochodzimy do przepięknego kościoła kalwińskiego - jej niezwykłe, rude kopuły podziwiałam z wielu punktów miasta. Chcemy wejść do srodka, ale niestety, kościół jest zamknięty.

Mamy w planie dostanie się jeszcze dzisiaj do dzielnicy żydowskiej i zobaczenie Synagogi, miałyśmy też spenetrować dokładniej naszą dzielnicę. Już widać, że to nam się już nie uda – zapada zmrok, zanim tam dotrzemy, będzie ciemno… To wina zmarnowanego czasu w pierwszy dzień (nie z naszej winy...). Co zrobić, postanawiamy dostać się do dworca Keleti.

Przechodzimy znów, jak wczoraj, przez most łańcuchowy, podziwiając świetlne widoki z każdej strony. Jakie bogate w piękne miejsca jest to miasto, i jak cudnie potrafi się nimi pochwalić, szczególnie wieczorem…

Nasza decyzja pierwszego dnia, by kupić bloczek biletów a nie bilety trzydniowe okazała się strzałem w dziesiątkę! Poruszamy się głównie piechotą, z 10 biletów zostało nam jeszcze 4, a więc zostawiając dwa bilety na rano – dojazd do lotniska, mamy jeszcze dwa, które teraz wykorzystujemy aby dojechać metrem do dworca.

Dworzec jest niezwykły! Cudny budynek, a w nim – zaraz po wejściu – po prostu stoją pociągi… Na peron mogą wejść tylko pasażerowie z biletami. Kolejna magiczna budowla tego pięknego miasta…

Z Keleti wracamy ulicą Koszutha piechotą. Ulica jest szeroka, elegancka, pełna pięknych dumnych budowli, hoteli, eleganckich sklepów. Idzie się z przyjemnością, mimo zmęczenia. Dochodzimy do Ferencik Ter, tu skręcamy w naszą uliczkę…

I tak kończy się nasza budapesztańska przygoda… Jutro raniutko wyruszamy metrem w stronę lotniska, przesiadamy się następnie w autobus a potem w samolot… Przed jedenastą będziemy w Warszawie… Ale wspomnienia zabieramy ze sobą…

Opublikowano: 28 luty 2010
Odsłony: 113

... to znaczy, na lotnisku w Budapeszcie, ale reszta się zgadza:)

Za półtorej godziny odlatujemy. Na lotnisku jest bezpłatne wifi, ale fajnie! Tylko że teraz, raniutko, trochę myśli do głowy nie przychodzą. Więc tylko pozdrawiam tych, co byli wirtualnie z nami, a jakieś złote myśli napiszę już z domu. Zjemy resztę zapasów i ustawiamy się w kolejce do check in.

Pozdrowionka!

Opublikowano: 01 marzec 2010
Odsłony: 117