Pierwsze dni w Busku

Pierwsze dni i niemal błogostan: Słowacki jest jak hotel (no, bo i działa jak hotel), no i do tego spa! Ładnie, miło, wygodnie. Na przeciwko mamy park - ten zabytkowy, piękny, choć na początku marca nie tak atrakcyjny jak był w październiku.
 
Na parterze jest niewielki basen, żeby pływać wystarczy w pokoju przebrać się w kostium i w szlafroku zejść na basen, a potem tylko lekko się wytrzeć i znów, w szlafroku do pokoju. A tego basenu jest dużo! Lekarz zapisał codziennie i ćwiczenia w basenie i jacuzzi, ale dodatkowo można wykupić karnet na basen, więc znów - pływanie i jacuzzi! Woda w basenie - marzenie! Ciepła na tyle, że po prostu nie czuje się momentu wejścia do wody. Basen dłuższy od tego w Inowrocławiu, mniej tu różnych atrakcji, ale na karnet można pływać ile się chce. Głębokość równa - 140 cm, tylko tuż przed brzegiem jest podwyższenie dla ćwiczących.
 
Przed wyjazdem do sanatorium wiadomo, stresująca jest myśl, z kim będę w pokoju, no i ten "obowiązkowy" telewizor. No i tu zwycięstwo na całej linii! Udało nam się na samym początku dobrać zgraną trójkę - Wiktoria, Małgosia i ja: wszystkie beztelewizorowe, nie chrapiące, nie palące i do tego życzliwe sobie i światu. Nie wyobrażałam sobie, jak wspaniale można się dobrać - a dochodzą do nas słuchy, że w innych pokojach wcale nie zawsze układa się tak wspaniale. Telewizor mamy, i zastanawiamy się do czego go wykorzystać, może by na nim coś powiesić ;) Pomagamy sobie wzajemnie, gadamy, nie kłócimy się, respektujemy swoje potrzeby, przymykamy oko na jakieś drobiazgi i jest super.
on 05 marzec 2017
Odsłony: 494

You have no rights to post comments