Nowy Rok w Trieście

Do Triestu jedziemy pociągiem. Nie mogę się doczekać tego morskiego miasta, które znam sprzed pół roku, znam w letniej postaci. Zaraz po przybyciu jemy obiad, a Bruno swoim zwyczajem kładzie się spać.

Idę cichym Triestem w dół, w stronę morza. Słońce świeci, nie ma wiatru, nie widać prawie ludzi. Spokój, spokój, spokój. Dochodzę do głównego placu i zbliżam się do brzegu morza. Morze spokojne, niemal nieruchome. Lazurowe niebo, prawie 10 stopni ciepła. No trudno, nie zobaczę zimowego morza...

Spaceruję wzdłuż brzegu, spotykam bardzo niewiele przechodniów. No tak, pora sjesty, a do tego Nowy Rok, najbardziej leniwy dzień w roku... Na placu słychać dźwięki muzyki. Idę w tym kierunku, i widzę chłopaków o latynoskich twarzach, grających południowoamerykańską muzykę. Jest coś szczególnego w tym, że właśnie dziś, właśnie tu, właśnie teraz... Morze, spokój i ta muzyka... Wrzucam monety do pudełka, i słucham, słucham, słucham... Chwilo, trwaj...

on 14 sierpień 2015
Odsłony: 861

You have no rights to post comments