Poniedziałek Favignana - okrążając wyspę i Monte Caterina

Teraz zbieram się, o 9.15 wyrusza mój wodolot linii Ustica. Mam zamiar wypożyczyć na wyspie rower, a może popłynę na wycieczkę łodzią, zobaczę. Mam czasu dość, wracam najprawdopodobniej o 17.

(po powrocie, pierwsza część relacji...)

Wróciłam do moich zwyczajów – zmęczyć się do granic możliwości, albo nawet poza – to mój styl… A żeby było jeszcze fajniej, rano doznałam po raz enty w tym roku czegoś, co po włosku nazywa się „colpo di strega”, czyli kopniak wiedżmy – czyli, strzyknęło mi w kręgosłupie. Fajna sprawa, jak się ma przed sobą całodzienną wycieczkę po wyspie. A więc bez leków się nie obeszło, i sykając co chwilę wyszłam z domu. Do portu z B&B jest minuta drogi, trzeba przejść przez jezdnię i już.

W porcie na Favignanie najpierw porozglądałam się za wycieczkami łodzią, ale nic takiego nikt nie ofertował. Potem jeszcze podeszłam do przetwórni tuńczyka, chcąc ją zwiedzić, ale nie znalazłam wejścia, kasy, nic w tym rodzaju. Więc wypożyczyłam rower (5E), wrzuciłam do koszyka plecak i pojechałam na objazd wyspy. Wiedząc, że chcę absolutnie popływać w zatoce Cala Rossa, która jest na tej wschodniej, płaskiej stronie wyspy, pojechałam w drugą stronę, objeżdżając górę Monte di Caterina. W pewnym momencie droga była zagrodzona szlabanem, tu nie wolno wjeżdżać, niebezpieczeństwo, mogą się osuwać kamienie. Droga prowadzi więc tunelem. Hm, co robić – w tunelu będzie chłodno, to jest plus. Ale mój rower nie ma lampki, to minus. Jest chodnik za barierką, ale tam nie pojadę, musiałabym iść, a to trochę za długo by trwało. Więc z narażeniem życia przejechałam po jezdni, licząc na to, że kierowcy będę mieli włączone światła. Ja, która przegoniłabym z wszelkich dróg rowerzystów, jako największe zagrożenie na drodze… Udało mi się przejechać przez tunel bez uszczerbku na zdrowiu. Pedałowałam wzdłuż domów, gospodarstw, domów do wynajęcia, mając wciąż słońce w twarz a morze z boku, w oddali. Po pewnym czasie postanowiłam posmarować twarz i ręce kremem z filtrem, który w tym celu zabrałam z domu – słońce paliło mocno, a ja w tym roku nie opaliłam się wcale. Tylko że niestety, okazało się, że nie wystarczy przywieźć krem na Sycylię, trzeba go jeszcze zabrać na wycieczkę… Skutek to czerwone ręce, dekolt i trochę nos… No trudno, co zrobić.

Nie da się okrążyć tak zupełnie Monte Caterina, ale dojechałam najdalej jak się dało, do Punta Faraglione. Miejsce piękne, przede mną niedaleko Levanzo, morze w kolorach nie do opisania… Połaziłam, a potem wróciłam do roweru. Teraz niestety, trzeba zrobić tę samą drogę z powrotem. Ale nic to, choć już nieźle zmęczona, dojechałam w końcu do tunelu i później do rozwidlenia drogi, na którym wcześniej skręciłam w kierunku zachodnim. 

on 24 sierpień 2015
Odsłony: 696

You have no rights to post comments