Dziś penetrujemy Budę…

Choć myślałam, że będę spać jak zabita po tych wszystkich przeżyciach, niestety, w nocy walczę z hałasami – najpierw chyba bardzo silny wiatr targa żaluzjami, a wcześnie rano zaczynają się uliczne hałasy, wzmocnione kursującymi na okrągło śmieciarkami. Czyżby była nadzieja na to, że dziś już będzie czysto…? W końcu kawa i pisanie relacji z wczorajszego wieczora. Trzeba obudzić Alkę i ruszać w miasto! Nie pada, choć niebo zasnuwają ciężkie chmury. Tradycyjnie bolą mnie nogi, ale tak już chyba musi być…

Dziś penetrujemy Budę...

Siedzimy sobie w restauracji na Starym Mieście. Tak nam się idiotycznie złożyło, że tu dotarłyśmy w momencie największego głodu i zmęczenia, a wiadomo, jak na Starym Mieście jest drogo. Szukanie miejsca, żeby usiąść, ogrzać się, skorzystać z toalety no i zaspokoić głód zajęło nam z godzinę. Ale teraz, prócz braku Internetu, nie jest źle… Zamówiłam zupę rybną, Alka leczo, porcje nie są wcale takie małe, popijamy piwo...

Po wyjściu z domu przeszłyśmy przez Most Elżbiety, wspięłyśmy się na Górę Gellerta, potem zeszłyśmy do Hotelu Gellerta, zaglądając przez ogrodzenie na teren basenów (nieczynne). Potem przeszłyśmy do Kościoła Skalnego, ale niestety – był w remoncie…

on 27 luty 2010
Odsłony: 121