Dzień 1 - czekanie na mieszkanie...


Siedzimy sobie na schodach kamienicy przy Veres Palme, czekając na osobę, która ma nam przekazać klucze.

Zorganizowane jest to raczej tak sobie, bo mamy w dokumentach tylko nr domu, brak nr mieszkania. W spisie lokatorów pod nr 8 widnieje Interhome, idziemy więc po schodach szukając takiego numeru, ale ku naszemu zdumieniu na każdym piętrze są jedynie numery 1 i 2! Doszłyśmy tak do strychu, po czym sprawdziłam w dokumentach – nasze mieszkanie jest na 3 piętrze. Ale które to trzecie?

Alka mądrze poradziła – jedziemy windą! Super, wciskamy 3, wychodzimy z windy. Mamy do wyboru dwoje drzwi, na jednych jakieś nazwisko, na drugim nic. Dzwonimy – cisza… Co dalej? Próbuję dzwonić pod numer pani, która jest odpowiedzialna za wydanie nam kluczy, ale miły głos tłumaczy nam po węgiersku (po angielsku na szczęście też) że ten numer jest nieprawidłowy. Super! Pozostaje telefon do Interhome – to oni uzgodnili z tą panią wcześniej, że możemy być rano a nie o zwykłej porze oddawania kluczy, czyli 16.00. Dzięki temu mogłyśmy zostawić rzeczy w mieszkaniu a nie w przechowalni bagażu. Tylko że … mieszkanie zamknięte…

W Interhome powiedziano, że spróbują się skontaktować. No i siedzimy. Alka zwiedziła wszystkie piętra, ja sprawdziłam, że – niestety – nie ma tu żadnej niezabezpieczonej sieci Internetu – buuu! No więc, korzystam z czasu, i piszę. Wolałybyśmy zostawić plecaki i pójść w miasto, ale… Trochę (czy tylko?) jestem wkurzona, bo gdyby mi powiedziano, że nie ma takiej możliwości, żeby się pojawić w mieszkaniu wcześniej, pojechałybyśmy na dworzec i zostawiłybyśmy bagaże w przechowalni i już teraz łaziłybyśmy po mieście a tak… zwiedzamy klatkę schodową…

Lot był w porządku, choć zaczęło się podejrzanie, bo wjazdu na lotnisko w Warszawie broniły policyjne samochody! Taksówkarz nie bardzo wiedział co zrobić, ale dało się wjechać pod terminal przylotów, i stamtąd dostałyśmy się na poziom odlotów, gdzie – wszystko było w absolutnym porządku! O co chodziło z tą policją, nie mam pojęcia…

Nasze mieszkanko (ale kiedy je zobaczymy?) znajduje się w samym śródmieściu, tuż obok słynnej ulicy Vaci i mostu Elżbiety. Most widziałyśmy po wyjściu z metra, ale ulica Vaci jest nadal tajemnicą… Jakoś tak, kiedy gdzieś jadę, każda stracona minuta wydaje mi się wiekiem…

Kombinowałyśmy, czy kupić trzydniowy bilet za ok. 50 zł na komunikację miejską, który byłby ważny do niedzieli w nocy, czy kupić bilety w bloczku, co wychodzi nieco taniej, niż kupowanie pojedynczych biletów. Postanawiamy głównie chodzić, więc kupujemy bilety w bloczku, zobaczymy czy to był dobry wybór. No tak, jeśli przesiedzimy pół dnia na tych schodach, to faktycznie, zaoszczędzimy. Jak widać, trochę jestem wkurzona… Pani w Interhome powiedziała: może tej osobie się zapomniało… Hmm… Biorąc pod uwagę, że wcześniej pisałam do niej mail (bez odpowiedzi) i prosiłam też osobę, mieszkającą w Budapeszcie o telefon do niej (i nie udawało się dodzwonić), to … jaka to gwarancja kontaktu i rzetelności? … W jaki sposób skontaktują się z nią pracownicy Interhome, skoro ja nie mogę?...

Alka przeszła się trochę w okolicy – pada… Może ta informacja odrobinę złagodzi moje rozgoryczenie… No dobra, to idę połazić, Alka niech tu czeka!

on 26 luty 2010
Odsłony: 120