Dzień 1 - pada, pada, pada

(godzina 13) Siedzimy w hali targowej, przed nami szklanice piwa i puste kokilki po gulaszu. Życie jest troszkę piękniejsze., choć nadal nie mamy gdzie mieszkać… Hala robi wrażenie, jest elegancka, czysta, siedzimy w restauracji, za gulasz i piwo dla 2 osób zapłaciłam 2160 forintów.

Za chwilę ruszamy w miasto – plecaki na plecach, część rzeczy schowałyśmy do schowka z licznikami prądu na naszym piętrze… Miejmy nadzieję, że znajdziemy je tam po powrocie. Nie mamy też drogi powrotnej – rano wejście do budynku było otwarte bo prowadzone były jakieś prace w budynku, ale potem wejście zamknięto, więc jeśli nasza pani się nie pojawi, nikt nas nie wpuści…

Dopijamy piwo i idziemy na podbój Budapesztu – ulicą Vaci do końca. A deszczyk sobie pada..

Po drodze wchodzimy do centrum handlowego, siadamy przy jakimś barku i tu udaje mi się złapać internet! Pozdrowionka!

on 26 luty 2010
Odsłony: 135