Dzień 3: Ischia, niełatwo się zwiedza wyspę z autobusu ...

Początek nie był najlepszy... Już nie mówię o moim niespaniu, bo to już nudne. Zmęczona po nocnym "wypoczynku" wyszłam z domu, tak na wszelki wypadek 5 minut wcześniej, niż mój autobus miał wyruszyć z początkowego przystanku, czyli miał tu dotrzeć w ciągu 10 minut, co razem daje 15 minut przewidywanego oczekiwania. Tym czasem zajechał w chwili, kiedy wyszłam z domu... Oczywiście, to się dobrze złożyło, ale jak się ma praktyka do tego co w rozkładzie, i co by było, gdybym wyszła 2 minuty później?... Oczywiście, mogłabym pójść piechotą, jednak mając przed sobą dużo chodzenia na Ischii wolałam rano wygodnie dojechać do portu. No, ale autobus przyjechał, wsiadłam, dojechałam. Na statku chodziłam od burty do burty, podziwiając widok to na Procidę (i między innymi tę wczorajszą zatoczkę) to na zbliżającą się Ischię. I cały czas się dziwię, jak blisko są te wyspy od siebie, a także jak blisko z Procidy do Pozzuoli...

W porcie się zaczęło: głośno, nie wiadomo gdzie iść, jakiś taki ogólny bałagan, zupełnie nie to, co spokojna Procida. Kupiłam bilet na powrót, w paru barach zapytałam o bilety na autobus, ale mnie wysyłali gdzieś dalej (po raz pierwszy się spotykam z sytuacją, że biletów na autobusy nie ma w barze!). W końcu znalazłam coś w rodzaju dworca autobusowego, no i tu jest kasa biletowa, kupiłam bilet dzienny (4,50E) autobus CS (okrążający wyspę w lewo) stoi, wsiadam, to znaczy wciskam się... Bilet trzeba skasować, są dwa kasowniki, oba nie działają. Autobus rusza, stoję wciśnięta między ludzi i widzę, że mój plan, żeby zobaczyć tę wyspę z autobusu jest trochę nierealny... W porcie nie znalazłam informacji turystycznej, nie mam mapy, nie bardzo wiem gdzie jestem, na każdym przystanku do autobusu wbija się więcej ludzi, jest duszno i nieprzyjemnie... Dojeżdżamy do Casamicciola, tu jest drugi, mniejszy port, postanawiam tu wysiąść, odpocząć od tego ścisku, może kupić mapę, może złapać następny, luźniejszy autobus, do tego przydałoby się wziąć parę euro z bankomatu. Całkiem tu ładnie, trochę mniejszy ruch niż w pobliżu portu, na szczęście kupuję mapę, całkiem fajną, bo prócz samej mapy wyspy są mapki z liniami autobusowymi i informacjami na temat trasy, oj, to mi się naprawdę przyda. Właściwie to wcale nie miałam zamiaru tu wysiadać, ale dobrze że to zrobiłam.

Bardzo długo czekam na następny autobus, i tutaj, choć trudno w to uwierzyć, ścisk jest jeszcze większy. A myślałam, że siedząc sobie w autobusie będę podziwiać widoki... Jestem cała mokra, staram się utrzymać na nogach i nie stracić plecaka, wciąż szarpanego przez przeciskających się pasażerów. Dojeżdżam do Forio, tu chciałam się pokręcić, no ale widok pamiątek i różnych stoisk dla turystów skutecznie pozbawia mnie motywacji. Nie mówię, że tu jest nieciekawie, po prostu żeby odkryć ciekawsze miejsca trzeba by tu spędzić więcej czasu, zejść z tych turystycznych ścieżek gdzieś w bok. To trochę tak, jak pojechać do Palermo czy Neapolu na 1 dzień, można skutecznie wyleczyć się z motywacji... Mój cel na dzisiaj to Sant'Angelo i termy Cavascura, chciałam wcześniej choć trochę tu zobaczyć, ale widzę, że najwięcej sensu będzie miało, jeśli po prostu wsiądę w autobus w tamtym kierunku, licząc też na to, że będzie w nim luźniej, a nawet jeśli nie, to większość ludzi wysiądzie po drodze, no bo ja jadę do końca, to może nawet miejsce siedzące mi się trafi...

No to autobus numer 1 jest, i to by było na tyle jeśli chodzi o sprawy pozytywne. Znów ścisk, duchota, mało co widzę przez okna, ledno stoję, a ludzi cały czas przybywa. W końcu dojeżdżamy, wysiadamy, NARESZCIE!

on 19 wrzesień 2019
Odsłony: 351

You have no rights to post comments