Neapol: Jechałam do Neapolu z obawą, nieufnie, nie wiedziałam, co mnie tam czeka. Może nie tak bałam się tego, przed czym na ogół wszyscy przestrzegają - niebezpieczeństwa, kradzieży i tak dalej. Bardziej obawiałam się, jak dam sobie radę, jak się tam znajdę, czy uda mi się dotrzeć w miejsca, które chciałabym zobaczyć. Miałam przecież za sobą dwa niezbyt udane pobyty w Neapolu - jeden z czasów studenckich, drugi w latach 90 tych, byłam, a właściwie nic nie widziałam... Czy tym razem się uda? ... Do tego słuchałam ludzi, którzy wracali stamtąd zawiedzeni, nigdy więcej, to nie dla mnie... Że straszny brud, że szalejące po chodnikach skutery, że nie da się przejść przez ulicę... Niby nie wierzyłam, ale jednak, obawa we mnie tkwiła.
No i co? W pierwszy dzień (po powrocie z Procidy) testowałam go nieufnie i początkowo nie był to test zbyt udany. Potem uznałam, że po prostu muszę unikać okolic Piazza Garibaldi, im dalej, tym lepiej się czuję. Po powrocie z wojaży (Amalfi, Pompeje, Caserta, Wezuwiusz) zabrałam się za Neapol już na poważnie i - z każdą chwilą było lepiej. Podeszłam do tego miasta trochę tak, jak do Palermo na przykład: wiem, że nie da się go poznać na jeden raz, więc nie ma sensu się spieszyć. Co mi się uda zobaczyć teraz, fajnie, co nie, to może za innym razem, jak się da. Wymyśliłam sobie moje cele i powolutku je realizowałam. To co wydało mi się najciekawsze, czyli Quartieri Spagnoli, zostawiłam na koniec (i to był błąd, bo na koniec lało i nie dało się po prostu...). Zobaczyłam skrawek Neapolu, próbuję go odrobinkę zrozumieć, wiem, że to zaledwie pierwszy łyk, ale wrażenie jest bardzo pozytywne i zachęcające do próbowania jeszcze.
No i jak napisałam już wcześniej: nic z tych katastroficznych przepowiedni się nie sprawdziło: nie czułam się nigdzie zagrożona, nie przeraził mnie ruch uliczny, a wręcz zaszokowana byłam faktem, jak wiele samochodów zatrzymuje się na przejściach żeby przepuścić pieszych, nawet kilka razy zatrzymały się skutery! Te ostatnie jakoś nigdy mnie nie przeraziły, chyba rozumieliśmy się z ich jeźdźcami, patrzyliśmy sobie w oczy i widziałam, który jest zdeterminowany, żeby jechać, a który był gotów się zatrzymać. Śmieci - tak, bywają miejsca gdzie jest paskudnie, ale najczęściej nie jest tak źle jak myślałam, patrzę na moje zdjęcia i widzę ulice raczej czyste, żadne góry śmieci nie rzucają się w oczy. Wiadomo że zaszczepiłam się na Sycylii, ale również tam byłam często mile zaskoczona - na ogół. W każdym razie, nic takiego się nie działo, co by mi odebrało przyjemność zagłębiania się w atmosferę miasta.
Moje najlepsze wrażenia to Rione Sanitá, ze wszystkim co ta dzielnica mi dała: atmosfera, historia, ludzie, niesamowite katakumby, szczególnie Catacombe di San Gaudioso no i cmentarz Fontanelle ze wszystkim tym, co za tymi nazwami się kryje. To piękne stacje metra. To sympatyczni, życzliwi ludzie, chętni do pomocy - ile razy zapytałam o drogę, wychodzili z siebie, żeby pomóc, wyjaśnić, wytłumaczyć. Nie zobaczyłam Quartieri Spagnoli (przez zerwanie chmury) i oczywiście, nie zobaczyłam jeszcze bardzo wielu miejsc. Przywiozłam do domu cztery zapomniane bilety jednorazowe. A więc wiadomo, że muszę tam wrócić :)
Zatoka Amalfitańska: Bardzo dobrym rozwiązaniem było rozłożenie tej wycieczki na dwa dni dzięki niedrogiemu noclegowi w Minori. To mi pozwoliło zobaczyć więcej bez pośpiechu. Nie da się ukryć że jest tam pięknie. Cieszę się, że tam byłam, że to zobaczyłam - i wystarczy. Nie czuję potrzeby, żeby tam wracać. Gdybym mogła zobaczyć te miejsca jakieś 50 lat temu, to może by mi się bardziej podobały, dziś zbyt wielu jest tam turystów, wszystko nastawione na nich, wielki ruch, kolejki, korki, tłumy, pełno sklepów z ciuchami i pamiątkami - nie jest to akurat to, co mnie pociąga w podróży. Wolę miejsca spokojniejsze, naturalne, dzikie.
Campi Flegrei: Doskonałym pomysłem była wycieczka z Paolą, dzięki temu dotarłam w wiele miejsc, gdzie bez samochodu za nic by mi się nie udało. Spodobał mi się szczególnie zachodni zakątek, okolice Misano, Monte Procida, tam można chyba zatrzymać się wypoczynkowo. Myślałam, że zobaczę jakąś aktywność wulkaniczną, jakieś bulgoczące jeziorka, jakieś fumarole, tak to sobie wyobrażałam... Pewnie to można było zobaczyć w Solfatara di Pozzuoli, ale od kilku lat jest niedostępna dla zwiedzających, niestety... Chętnie odwiedziłabym Pozzuoli, podobno warto, kiedy wrócę do Neapolu pewno tam zajadę...
Caserta: Nie podejrzewałam, że pojadę oglądać pałac królewski, zasadniczo takie zwiedzanie mnie nie pociąga. Zmotywowała mnie po pierwsze karta artecard, a po drugie zdjęcia ogromnego terenu zielonego, parku, basenów. Po powrocie z zatoki Amalfi potrzebowałam takiego spokojnego spaceru, nie wymagającego ode mnie jeszcze wysiłku odnalezienia się w szaleństwie Neapolu. I nie żałuję, prócz ogromnego parku, który w jedną stronę przejechałam autobusem a w drugą przeszłam piechotą zwiedziłam też pałac, choć niezbyt drobiazgowo, spodobały mi się tam szczególnie królewskie sprzęty, takie jak łóżka z pościelą, kołyski, winda... Nie udało mi się dotrzeć do Casertavecchia, miasteczka nieopodal, podobno bardzo ciekawego, niestety, nie było dojazdu...
Pompeje, Herkulanum, Wezuwiusz: - Właściwie odwiedziłam Herkulanum głównie dlatego, że mieszkałam tuż obok no i miałam kartę artecard, myślałam, że to będzie to samo prawie co Pompeje. I nie żałuję, bo zobaczyłam niezwykły kawałek antycznego miasta, świetnie zachowany tuż obok miasta współczesnego, a raczej pod nim, bo większa część Herkulanum nadal jest pogrzebana pod Ercolano i Portici. W Pompejach byłam po raz trzeci, a jakby pierwszy raz. Wiem, że nie zobaczyłam wszystkiego i nie miałam takiego planu. Wezuwiusz zaskoczył mnie wielkością i głębokością krateru, a zawiódł tym, że ukrył wszystkie widoki w chmurach...
Portici: W samym miasteczku niewiele widziałam, głównie kursowałam z domu na dworzec i z powrotem. Trochę mnie ciągnęło, żeby raz przejechać się na drugą stację kolejki, Portici Bellavista, żeby zobaczyć ten piękny widok (bellavista...). Jednak trochę zabrakło czasu. Sam wybór miejsca do zatrzymania się był według mnie bardzo udany, dzięki temu miałam bliżej do podneapolitańskich atrakcji, kiedy to wcale nie musiałam jeździć do Neapolu, żeby się dostać do Pompei, Sorrento czy Herkulanum, a do Neapolu było ze 20 minut drogi najwyżej. Mieszkałam w bardzo charakterystycznej, ubogiej dzielnicy, co mi bardzo odpowiada, mieszkanie było wygodne. Może warto szukając mieszkania nie w Neapolu a pod nim na trasie kolejki warto spróbować znaleźć je w miejscowości, która mieści się w aglomeracji miejskiej, bo wtedy można byłoby kursować na bilety miejskie... Poza tym wszystko mi się podobało.
Procida, Ischia: Na koniec Procida, mój cel, moja perełeczka... Tydzień to wcale nie za wiele na tę wysepkę. Można przez tydzień zaglądać w różne miejsca, codziennie pływać na różnych plażach, jest co robić, na co patrzeć, a wszystko bez pośpiechu, spokojnie. Mieszkanie wygodne, ładne, czyste, mili gospodarze, jedyne zastrzeżenie na taki długi pobyt - przydałby się jakiś taras, jakiś widok, niekoniecznie na morze, ale na cokolwiek :) Ischia w jeden dzień to niezbyt sensowne rozwiązanie, chyba, że się jedzie tam żeby spędzić czas w jednym wybranym miejscu. Mnie ta wyspa wymęczyła i nie czułam się tam na miejscu... Natomiast termy Cavascura - to jest to, marzenie, tam mogłabym wrócić.