Jeszcze o wczoraj, pisane dzisiaj

Na wstępie - tak, już jestem w Donnalucata i dobrze mi tu jest :) Ale ponieważ po prostu nie dałam rady napisać o wczorajszej podróży, pozwólcie dwa słowa:

Lot z przesiadką w Rzymie ok, co prawda samolot do Katanii wytartował z 35 minutowym opóźnieniem i byłam pewna, że nie zdążę na autobus AST do Donnalucaty. Co prawda był jeszcze jeden, ale przyjechałabym nim na miejsce bardzo późno. Na szczęście wszystko się odbyło szybko - wysiadanie z samolotu, odbiór bagażu, walizka była!!!, i pędem przed lotnisko szukać przystanku. Stały i nadjeżdżały różne autobusy, w tym sporo linii AST, aż tu patrzę, jeden ma tabliczkę Donnalucata! A więc udało się! Bilet kosztował 9,50E.

Tu znów sytuacja, jakiej nie lubię u Włochów (bo chyba nie tylko Sycylijczyków): idę przez całą długość autokaru, niby pełen, ale jest sporo miejsc zajętych przez... torby i plecaki. Ktoś siada na jednym miejscu a na drugim kladzie bagaż i co go obchodzi. Wydaje mi się, że my tak nie robimy, to znaczy kładziemy, ale kiedy przechodzi ktoś, szukający miejsca, zwalniamy je (nawet jeśli z żalem) raczej nieproszeni. A oni nie. W końcu jakiegoś chłopaka zapytałam, czy to miejsce jest wolne, niechętnie zabrał plecak, nie miał już innego wyjścia...

Nie mam zdjęć z drogi, najpierw było ciemno a do tego trudno byłoby pstrykać mając tego chłopaka między mną a szybą. No i nie bardzo widziałam co mijamy. Potem zrobiło się ciekawiej - podjechaliśmy na plac w Noto i poznałam moją fontannę, widać było bramę miasta. Oczywiście, nie zdążyłam wyjąć aparatu, podobnie jak wtedy, kiedy znaleźliśmy się na tym niesamowicie wysokim moście w Modica. 10 lat temu patrzyłam na ten most - podobno najwyższy w Europie - i na  poruszające się po nim pojazdy jakby to było w niebie, teraz byliśmy na tym moście, a w dole migotały pięknie światła miasta, rozrzucone na dwóch zboczach wąwozu. Żeby tam zrobić zdjęcie, trzeba by się tam dostać, może da się w pobliże  podjechać autobusem, zobaczę jak tam będę. Ale takie zdjęcie wieczorem, to by było coś!

Wcześniej wjechaliśmy do Pozzallo, portu na południowym wybrzeżu, a po opuszczeniu Modiki jeszcze tylko malownicza Scicli, gdzie w tych dniach się wybiorę i - już ja sama z kierowcą - krętą drogą w dół, do Donnalucaty. Tu kierowca wysadził mnie na samym początku ulicy San Remo, a za chwilę podjechał Antonio i podwiózł mnie - raptem 100 m - do B&B Micenci, gdzie spędzę czas do niedzieli.

I w ten sposób zmęczona, kaszląca i osłabiona po - lub w trakcie - silnego przeziębienia, i do tego potwornie niewyspana (kupka nieszczęścia, prawda?) dotarłam do celu...

 

on 27 wrzesień 2017
Odsłony: 493

You have no rights to post comments