Dzień piętnasty i ostatni, rano o wczorajszym wieczorze

Jestem spakowana, wszystko gotowe do wyjazdu, za około godzinę wyruszamy na lotnisko. Wczoraj trochę narozrabiałam, choć to nie była tak naprawdę moja wina... Wiedziałam, że mam oddać rower wieczorem, Giuliana mi napisała, zebym podała godzinę, więc podałam, koło 19, i wyruszyłam. Po drodze zatrzymałam się żeby zrobić zdjęcia zachodu słońca - był piękny, taki czysty, bez odrobiny chmur na niebie, wielka czerwona kula po prostu schowała się w morzu ... Potem balam się trochę, czy znajdę tę wypożyczalnię, ale na szczęście skręciłam w uliczkę i była. Przed wypożyczalnią stali Toni i właściciel, dojeżdżając zrobiłam znak zwycięstwa - udało się! Nie rozwaliłam roweru, nie spadłam w przepaść, nie zgubiłam się na wyspie, dałam radę!!!

Ale Toni miał minę wcale nie zadowoloną, powiedział, że czeka na mnie od piętniaście po szóstej... Myślałam, że żartuje, no bo niby dlaczego. Właściciel wypożyczalni też powiedział, że czekał tylko na mnie żeby zamknąć. Zrobiło się nie fajnie. Zapytał, na którą umówiłam się na oddanie roweru - jestem pewna, że nie było mowy o godzinie, że powiedziano mi jedynie, że wieczorem, a oni tu żyją wieczorami, więc byłam pewna, że to nie problem, raczej myślałam, że to ja będę czekać... Toni był po prostu wściekły, jechał jak szalony, usprawiedliwiając się że ... po ciemku nie widzi dobrze. Myślałam, że za chwilę się rozbijemy... Miał jakichś ludzi odebrać z lotniska i nie znosi się spóźniać, ale dlaczego w takim razie nie powiedzieli mi, na którą mam być?

Nie lubię takich sytuacji. Czułam się winna, ale z drugiej strony, mówiłam sobie, że nie zawiniłam, po prostu nie powiedzieli mi ani w wypożyczalni, do której pracują, ani też Toni i Giuliana nie powiedzieli, o której mam tam być. Moje szczęście, że w Khamma kupiłam bułki i jakąś foccaccię, moje szczęście, że nie wydałam wszystkich pieniędzy i starczyło mi na zapłacenie za pokój, gdyby nie, to co bym zrobiła? No cóż, dziś trzeba byłoby jechać na lotnisko przez miasteczko... Całą siłą woli przekonywałam się, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, bo to bez sensu, nie moja wina i już!

Wieczór skończył się jednak bardzo sympatycznie - moi sąsiedzi, Wenecjanie, zaprosili mnie na passito i siedzieliśmy gadając ze dwie godziny. Bardzo sympatyczna para, on kompozytor, muzyk, szkoda, że nie słyszałam jak gra...

on 07 październik 2018
Odsłony: 481

You have no rights to post comments