Na Sycylii trzeba zawsze pytać, nie działać bez potwierdzenia, że robimy jak trzeba! Niby już się tego nauczyłam, myślałam, że błądzenie przez brak zasięgnięcia języka mam za sobą. A tu - niestety, nie ma tak dobrze! Znowu zawaliłam, no i drogo mnie to kosztowało...

Jadąc do Sciacca byłam w kontakcie z osobami prowadzącymi moje domki rybackie (Le Casette del Porto). Dowiedziałam się, że mam wysiąść na przystanku, który będzie główny w tym mieście. Pytam, czy to przystanek końcowy - chyba nie, ale poznasz, bo to taki główny, stamtąd trzeba zejść do portu i już. No i dobra, najpierw jakieś dwa przystanki na peryferiach, potem jakby to, ale widzę, napisane na przystanku Sciacca Terme. No to chyba nie, no bo jak Terme, no to nie Sciacca jako taka. Do tego kilka osób wysiadło, ale sporo zostało w autobusie. I co mi szkodziło ich zapytać, czy to tu? No ale w głowie mam - co się będę pytać, przecież widzę, że to jakieś termy... Autobus ruszył i za chwilę widzę w dole port. No, to wygląda, jakby to jednak miało być tutaj... No ale może on zjedzie jeszcze niżej czy jakoś zawinie, czy co... Mogłam zapytać kierowcę, jakby co, wypuściłby mnie po drodze, ale ja nic, siedzę. No i jedziemy, jedziemy, no i zaczynamy się od tej Sciakki oddalać. Teraz już wiem że spaprałam sprawę, ale myślę, no dobra, na następnym przystanku wysiądę, wrócę powrotnym autobusem. A ten jedzie i jedzie... 

Zatrzymał się w miejscowości Ribera czy jakoś tak, koło 30 m od Sciakki. No, wtedy  podeszłam do kierowcy  i pytam, co robić. A ten mi mówi, że klops, bo o tej porze nie ma już autobusów, jedynie taksówka. Natychmiast w autobusie zaczęlo się coś dziać, jakiś pan zaczął mi robić znaki, gdzieś dzwonić. Usiłował złapać kogoś, kto jedzie do Sciakki, miał jakiegoś znajomego kierowcę autobusu, który co prawda skończył kurs, ale mieszka w Sciacca, więc wraca tam na noc. Ale okazało się, że ten kierowca już pojechał. Była mowa o hotelu, ale tego nie brałam pod uwagę, no i skończyło się na taksówce - ten pan zadzwonił do innego znajomego, no i kosztowało to 30 euro, jak za jakąś fajną wycieczkę. No tyle, że się przejechalam mercedesem, ale po ciemku i w deszczu, więc nie mogę powiedzieć, żebym coś tam nowego odwiedziła... 

Ale postanowiłam owszem, nauczkę przyjąć ale nie robić z tego problemu. No trudno, zdarza się. Taksówkarz mi powiedział, że to nie pierwszy raz dzieje się taka historia...

A więc, jeśli jedziecie autobusem do Sciakki i macie wysiąść na głównym przystanku, to on się nazywa Sciacca Terme. I nie jedźcie przypadkiem dalej...

Opublikowano: 25 wrzesień 2018
Odsłony: 389

Jak mi tu dobrze! Co prawda jeszcze nie wyszłam z domu, ale port wchodzi przez okna ze swoim widokiem, dźwiękiem rozmów i nawoływań od samego rana, kołyszącymi się leniwie łodziami... Nic nie muszę! W mojej sypialni wielki wiatrak udaje klimatyzację (bardzo sprawnie i cicho), okna w pokoju są szczelne i jak je zamknąć, prawie wcale nie słyszę dźwięków zzewnątrz, ale jak na razie wcale mi nie przeszkadzają. Jest dość pochmurno (wieczorem padało), ale w ciągu dnia ma się rozpogodzić. Mam tu i wiatraki, i jest też klimatyzator, ale nie widzę potrzeby żeby go włączać.

Mam wszystko czego mi trzeba, no może prócz cukru ;) ale na szczęście przywiozłam ze sobą ze dwie jednorazówki, więc potem spróbuję zdobyć jeszcze parę i będzie ok. Rano zrobiłam sobie cappuccino, z kawy i mleka przywiezionych z domu, ale potem pójdę do sklepu i będę miała tutejsze. Wczoraj było za późno na sklep, więc na śniadanie rozpakowałam jedne prezentowe pierniczki - i jest OK :)

Przejrzałam i wybrałam wczorajsze i przedwczorajsze zdjęcia, potem wstawię je po trochę tutaj. Niedługo wyjdę połazić po okolicy, leniwie i bez pośpiechu... O to mi chodziło!

Wyobraźcie sobie: pisząc te słowa leżę sobie na moim małżeńskim łóżku w sypialni, przez drzwi do pokoju widzę w drzwiach balkonowych za powiewającą firanką morze w porcie, łodzie, i to morze tam dalej... Czego więcej można chcieć od życia? ;)

Poniżej najpierw moje mieszkanko tak, jak je zobaczyłam wczoraj, zaraz po przyjeździe:

A teraz jak je widzę teraz:

Opublikowano: 26 wrzesień 2018
Odsłony: 406

Wyszłam z domu... mieszkam tu, gdzie pobudowali sobie domy rybacy, tuż przy porcie. Domki są pomalowane na różne pastelowe kolory, żeby rybak wracając widział z daleka swój dom. Domy stoją na zboczu, coraz wyżej, jeden nad drugim, jeden przy drugim, schody prowadzą raz w górę, raz w bok, tak żeby trafiały we właściwy dom.

Wyobrażałam sobie może ten port bardziej malowniczy, no ale on jest roboczy, po prostu port. Za oknami mam łodzie, statki, wodę, ale też stację AGIP, ulica pod oknami ma po jednej stronie domy, po drugiej mało urocze zabudowania portowe, no i dobra, nie jesteśmy w lunaparku tylko w porcie.

Centrum miasta jest dużo wyżej, prowadzą do niego strome uliczki, kamienne schodki, zaułki. Szukając sklepu doszłam na górę, no bo tutaj jak wszędzie na Sycylii, jak w ogóle we Włoszech nie ma jak u nas, że co krok sklepik, albo sklep, albo sklepisko. Jak oni tu żyją, jak im zabraknie cukru czy bułki, trzeba gdzieś jechać... Zrobiłam więc zakupy jak najmniejsze, ale jednak trochę ciężkie daleko od domu, potem jeszcze trafiłam na stragan z owocami, poprosiłam o pół kilo gruszek, bo piękne małe, żółte, pan dał mi z kilo  opuścił cenę... No to do końca pobytu nie będę zmieniać rodzaju owoców...

Potem doszłam jeszcze bardziej do centrum, ulica jak w dużym mieście, pełno sklepów, ale ja z tym ciężarem zaczęłam zmierzać w dół. Klucząc między podwórkami, domkami, schodkami, kolorami - nagle znalazłam się przed drzwiami do mojego domu! Niesamowite, tyle zejść, a ja trafiłam właśnie na to moje!

Opublikowano: 27 wrzesień 2018
Odsłony: 426

Po drugiej wyszłam zobaczyć, jak wygląda ten powrót rybaków z połowu. Biedni, wypływają o drugiej w nocy, a wracają o drugiej w dzień, kiedy śpią, kiedy żyją? Oczami wyobraźni wcześniej widziałam placyk otoczony domkami, i na tym placyku rybaków z połowem. A to nie tak. Wpływają przecież do portu, a więc tam ludzie czekają, sporo samochodów chłodni, ale też dużo ludzi, wypatrują łodzi, w końcu widać, że jakaś zmierza do portu. Te pierwsze łodzie cały połów wydają  do tych samochodów, widać, że to wszystko jest zamówione, przez okienko w dole łodzi wydają popakowane ryby na styropianowych tacach przesypane lodem. Później przypływają inne łodzie, ustawiają się tam, gdzie czekają ludzie no i tam zaczyna się targowanie, dogadywanie ceny, głosy się podnoszą, kupujący zaglądają na tace, sprawdzają jakość. Nie rozumiem prawie nic z tego co słyszę, no bo wszyscy mówią po sycylijsku, ale oczywiście, chodzi o to, żeby kupić jak najlepszy towar jak najtaniej...

Ceny są tu naprawdę hurtowe, widzę, jak odchodzą z dwiema, trzeba wielkimi tacami ryb i owoców morza po kilka kilo i płacą 20, 30 euro. Ja bym chciała jedną rybkę na kolację, ale nawet się nie ośmielam zapytać. Potem, jak już się napatrzę, pójdę poszukać sklepu, gdzie taką rybkę, już nie hurtowo można kupić indywidualnie. Za to teraz napawam się cytrynową granitą w Bar Roma na mojej ulicy, ale mniamuśny! Podobno ten bar słynie z tej granity, a ja ją jem!

 

Opublikowano: 27 wrzesień 2018
Odsłony: 392

Już jest potem: znajduję duży, doskonale zaopatrzony sklep, gdzie można kupić ryby i świeże i mrożone, doskonale opisane, wszystko jest jasne i zrozumiałe, nie jak na targu gdzie tak naprawdę to nic nie wiadomo. Proszę o mały kawałek miecznika i dostaję taki właśnie dla mnie, za 3 euro... Będzie kolacja, dołożę jeszcze cukinię, którą kupiłam przed południem - no ale nie mam oliwy ani cytryny!

Pod wieczór znajduję wreszcie sklep niedaleko stąd, duży supermarket, no tutaj dokończę zakupów na kolejne dni. Zaskoczenie, że nie ma oliwy w małych butelkach... Po dłuższym zastanowieniu biorę litr oliwy w papierowym kartonie, przynajmniej nie będę musiała dźwigać butelki... Wieczorem smażę sobie miecznika i cukinię z przywiezionym z domu czosnkiem niedźwiedzim. Zapomniałam kupić pieczywo, no ale i tak niebo w gębie!

Jutro kupię sobie taką rybę, jak jadłam u Agnieszki, spigola, czyli okoń morski, były w sklepie i mocno się zastanawiałam, miecznik wygrał, ale jutro będzie spigola!

Mówiłam, że nic nie muszę, no cóż, to co muszę, to zdjęcia, one się robią niemal same, ale potem trzeba je oporządzić i nie czekać, aż się ich zrobi za dużo... Niestety, żeby je tu wstawić, muszę je najpierw przejrzeć, wybrać, zmniejszyć, opisać i tak dalej, a to zajmuje niemało czasu. Przyjechałam tutaj z wieloma niegotowymi zdjęciami z Palermo, więc do roboty... bo przecież zdjęcia z Sciacca czekają! 

Opublikowano: 27 wrzesień 2018
Odsłony: 462

DSC07778Dziś chłodniej niż wczoraj, i dobrze :) Słoneczko świeci, jest ładnie. Jak mi się uda, to dziś pojadę do Sambuca di Sicilia. Zobaczę. Kusi mnie też Caltabellotta, może jutro. Do Sambuki aujtobus jest o 13, więc do tej pory kupię rybę na kolację, wejdę na górę zobaczyć gdzie ten przystanek., Wolałabym pojechać w godzinach poza sjestą, żeby nie chodzić po wyludnionym miasteczku, ale niestety, autobusy tak jeżdżą, a powrót jest o 16 i potem już nic. Do Caltabellotta autobus jest rano, więc wolę najpierw mieć przećwiczoną trasę do przystanku.

Poza tym dzisiaj chcę połazić trochę po  Sciacca, tam na górze. Myślałam trochę, że stąd wybiorę się do Scala dei Turchi ale to trochę za trudna wyprawa, biorąc pod uwagę, jak daleko jest Scala od przystanku w Realmonte. Ja już wolę być sobie spokojnie tutaj...

Opublikowano: 27 wrzesień 2018
Odsłony: 423

To tak, po pierwsze, z portu do przystanku można dojść bardzo szybko, idąc po schodkach ostro w górę, a potem w prawo. Albo można, jak ja  poszłam, ulicą nieco dookoła ale dużo mniej w górę. Taką trasą musiałabym w sobotę dostać się do przystanku z walizką, ale jeszcze zobaczę, bo chciałabym jednak nie przesadzać i oszczędzać się trochę, a więc może uda mi się zdobyć jakąś podwózkę... Ale to pojutrze.

DSC07796Bilety kupuje się w kiosku, przystanki są wszystkie tam, gdzie miałam wysiąść, a nie wysiadłam - Sciacca Terme, a oni to nazywają Villa (Villa Comunale to nie jakaś tam willa, ale park miejski, warto to wiedzieć). Wcześniej jeszcze kupuję sobie coś do jedzenia, to miała być jakaś mała foccaccia, a tymczasem skusiłam się na rożek z owocami morza, doskonałe jedzonko!

Autobus linii Lumia, ten sam co jedzie z Trapani do Agrigento. Ruszamy dokładnie tą drogą, którą pojechałam zamiast wysiąść na przystanku kiedy tu przybyłam. W dole widać port, a kawałek dalej widok jest naprawdę piękny, muszę tam pójść potem na zdjęcie... Zanim wyjedziemy z Sciakki, przeciskamy się w korku w jakieś dziwne miejsca, potem okazuje się, że kierowca zabiera uczniów spod szkoły, cała masa młodzieży.

Po drodze widać wzgórza, na których jak plamy rozrzucone są głazy. Bardzo surowy krajobraz. Gdzieniegdzie jakiś dom... Pola, łąki, nieużytki, gdzieniegdzie też jakieś sady...

Opublikowano: 28 wrzesień 2018
Odsłony: 401

Sambuca di Sicilia w 2016 roku dostała tytuł jednego z najładniejszych miasteczek Włoch. Byłam już w Montalbano Elicona, które zdobyło podobny tytuł wcześniej, więc ciekawa jestem bardzo czym się różnią te miasteczka, a może są podobne do siebie? Nic podobnego, to kompletnie inna bajka. Moje Montalbano możecie zobaczyć tutaj, a Sambuca?

Najpierw widzę nieduże, ale bardzo zadbane miasteczko (nota bene, właśnie to jest miasteczko, tutaj ta nazwa jest właściwa, wkurza mnie, kiedy ludzie nazywają miasteczkiem takie miasta jak Trapani czy Modica...). Idę od przystanku zgodnie z tablicą informacyjną w stronę zabytkowego centrum. Jest tu główna ulica, szeroka, wygodna aleja, położona jakby na wznoszącym się grzbiecie wzgórza, bo tak w prawo, jak i w lewo odchodzą od niej uliczki w dół, w głębi których widać daleki krajobraz. Sambuca leży na wzgórzu, ale nie jest położona bardzo wysoko, to wzgórze i ulica idą w górę, ale delikatnie, nie trzeba się wspinać. Co innego te uliczki, szczególnie po lewej stronie - te idą bardzo mocno w dół.

Jest pora sjesty, na ulicy jest bardzo mało ludzi, ale tak całkiem wyludniona nie jest. Wzdłuż alei widzę ładne budynki, wszystko jest zadbane. Pojawia się duży kościół, potem widzę strzałkę w kierunku dzielnicy saraceńskiej - no i tu robi się nie tylko ładnie, ale też ciekawie. Sambuca powstała po przybyciu tutaj Arabów w 827 roku, założył ją Emir Al Zabuth. Dzielnica arabska w Sambuca to najlepiej zachowane zabudowania muzułmańskie na Sycylii, Składa się na nią 7 bardzo wąskich i krętych zaułków, które łączą się ze sobą. Można tu znaleźć bardzo małe, dwupoziomowe domostwa, pod którymi wydrążono tunele, tworzące jakby podziemne miasto, a powstałe po wydobyciu materiału skalnego na budowę domów.

Kręcę się po krętych uliczkach, wiele budynków zostało odrestaurowanych, czasami wydaje mi się, że są nieco zbyt odnowione... Ale całość robi naprawdę ciekawe wrażenie. Wyżej dochodzę do Chiesa Madre, strome schody prowadzą do  wysokiego, okazałego - i zamkniętego kościoła, za którym rozpościera się w dole krajobraz, otaczający wzgórze. Jeszcze wyżej jest spory plac, a dalej, na  końcu wzgórza, na najwyższym jego szczycie jest Belvedere (co oznacza Piękny widok) - postawiono tu kolumnę, za którą znajduje się punkt widokowy.

Wieje okropnie i nie jest za ciepło, więc zbieram się do powrotu. Jeszcze błądzę trochę po krętych uliczkach, a przed odjazdem schodzę ulicą w dół od przystanku, gdzie już wcześniej zauważyłam spore jezioro. Okazuje się, że jest to Lago Arancia - czemu tak, nie wiem, ale taki spory kawałek wody to na Sycylii raczej rzadkość... Wracając jestem w autobusie sama, kierowca pyta mnie, na którym przystanku chcę wysiąść, dzięki temu nie musi jechać pełną trasą...

Opublikowano: 28 wrzesień 2018
Odsłony: 460

Po wyjściu z autobusu z Sambuki mam tylko jedną zachciankę, ale jak się okazuje, bardzo trudną do zrealizowania: mam w zasadzie wszystko czego mi potrzeba, brak mi tylko jakiegoś kawałka chleba. W domu czeka spigola - okoń morski, kupiony rano, ale przydałaby się choćby kromka chleba. I znów zastanawiam się - jak oni żyją w tym świecie, gdzie można przejść ulicami całe miasto i nie trafi się na żaden sklep spożywczy, żaden warzywniak, żadną piekarnię. Są bary, sklepy z ciuchami, pamiątki, ceramika, ale żadnego spożywczaka!

Tak, wiem, mogłam zapytać, ale ja się już pytałam o sklep, pierwszego dnia, pokazano mi drogę, poszłam nią dziś, a sklep zniknął... No a jakiś inny? Nie ma! Zmęczona chodzeniem po Sambuce zaczynam się trochę wkurzać, pozostaje mi jedynie supermarket, i nie tylko chodzi o to, że jest to kawałek od domu (no, nie tak daleko jakieś 500 m), ale wchodzić do wielkiego sklepu po kawałek chleba? Jednak wydaje się, że nie ma innego wyjścia, no i wiadomo, jak to się kończy: wychodzę owszem, z chlebem, ale też foccaccią, butelką Grillo (jak mogłam się oprzeć?) i dwiema wielkimi brzoskwiniami...

Ledwo żywa dochodzę do domu, potem smażę rybę, popijam winem, schłodzonym w zamrażalniku, pałaszuję pół foccacci (taka jak lubię, pełna oliwy, pachnąca ziołami i bez niczego w środku)... Już mi lepiej, ale coraz bardziej kiełkuje we mnie chęć aby jutro nie jechać nigdzie. Miało być wypoczynkowo, a ja jestem zmordowana, potrzebuję odpoczynku, czasu na to, żeby poczytać, pomyśleć, popisać, pobawić się zdjęciami. Jutro rano postanowię, ale raczej Caltabellotta obejdzie się beze mnie...

Za to mam wieczorny port za oknem i to mi wystarcza...

Opublikowano: 28 wrzesień 2018
Odsłony: 426

Już wieczorem podejrzewalam, że nie wybiorę się dziś do Caltabellota, rano decyzja zapadła nieodwołalnie. Dziś jest dzień odpoczynkowy. Książka, zdjęcia, spokojny spacer po mieście, zdjęcia z punktu widokowego, i tak dalej. I tak w Caltabellota nie weszłabym na tę wysoką ponad 900 m górę, z której ona słynie. Podobno w pogodny dzień można stamtąd zobaczyć Etnę - dziś na pewno nie, dziś choć słonecznie, to jednak niebo nie jest tak prawdziwie niebieskie, w każdym razie nie całe.

Na obiad jem kalmara po mojemu - z niedźwiedzim czosnkiem, pieprzem i cytryną, mniamuśny! Potem granita cytrynowa w barze Roma u pana Aurelio - paluchy lizać!

Opublikowano: 28 wrzesień 2018
Odsłony: 396

Wieczorem poszłam zobaczyć zachód słońca, myślałam, że będzie to taki zwyczajny zachód jak to zazwyczaj bywa. A tu... niebo oszalało... Popatrzcie sami, koniecznie do końca...

Opublikowano: 29 wrzesień 2018
Odsłony: 391

Dziś dzień pakowania, pożegnania, ostatnich spojrzeń, ostatnich zdjęć... Za godzinę mam autobus, za pół przyjedzie po mnie pan taksówka, bo choć do przystanku jest niedaleko, to jednak mocno pod górę i jako że muszę się oszczędzać - taki luksus :)

Na spokojnie - poczytałam, spakowałam się,  potem poszłam kupić bilet na autobus, przeszłam jeszcze odrobineczkę miastem, zeszłam w dół po ładnych schodkach, w moim sklepie rybnym kupiłam tym razem misto di mare, czyli taką mieszankę, którą przysmażyłam sobie znów po mojemu, z oliwą, winem, i czosnkiem niedźwiedzim (jak on wszędzie pasuje!). Do tego szklanka wina, butelkę mogę już zostawić, obiad jak marzenie! 

Dziś w Trapani czekać na mnie będą (mam nadzieję) Ola i Angelo, wieczorem idziemy na kolację. Ale jeszcze przez chwilę jestem tutaj, w moim porcie. Zdjęcia z Sciacchi prawie wszystkie gotowe, podpisy będą  później. Normalnie, wszystko lśni! Kuchnia wysprzątana, chcę zostawić po sobie dobre wrażenie :)

Opublikowano: 29 wrzesień 2018
Odsłony: 367