Dzień ósmy, rejs guletem tureckim na Levanzo i Favignanę

Dziś rano Angelo kazał mi być gotową na 8 - sadysta! Najpierw poszliśmy zjeść przydziałowe śniadanie (doskonały wybór, dla każdego coś dobrego, ja wybrałam oczywiście cappuccino i ciacho, a że tych słodkości było wiele do wyboru, to się najadłam na zapas :) Potem poszliśmy do portu, gdzie się "zaokrętowałam" - ten gulet turecki to piękna łódź żaglowa, szkoda, że nie płynęliśmy na żaglach... Załoga była bardzo sympatyczna a kapitan udawał surowego... Większość pasażerów ułożyło się na przodzie na materacach i wzięło się za opalanie, co bardzo podobało się załodze, która miała przy pracy na wysokości oczu roznegliżowane panienki za szybą... Oczywiście, zachwycali się bardzo dyskretnie, ale ja to i tak zauważyłam :)

Mieliśmy podczas rejsu trzy przystanki na kąpiel w zatoczkach: pierwsza na Levanzo i potem dwie na Favignanie - jedna w Cala Rossa, druga na sam koniec w Caletta del Cavallo, takiej niedostępnej z lądu zatoczce. Ja podczas pierwszego przystanku ostro sobie popływałam, podczas drugiego obserwowałam ryby dookoła, ale trzecie pływanie odpuściłam, bo co za dużo to niezdrowo. Woda była chłodniejsza niż myślałam, na słońcu było gorąco, ale w cieniu i na wietrze robiło się chłodno.

Na Favignanie mieliśmy 2 godzinny postój, część osób pojechało na objazd wyspy takim kolorowym pojazdem, niby to pociągiem, mnie się coś takiego nie podoba, dobre dla dzieci a nie dla podróżników... Wybrałam spacer, miałam nadzieję wreszcie odwiedzić tonnarę, a tu guzik, znów nic z tego! Który to już raz! Tym razem jedynie wiem dlaczego - godziny zwiedzania rano do 12.30, po południu od 17 do późna. Poprzednio nie było żadnej informacji, po prostu było zamknięte i tyle. No cóż, może następnym ? razem...

Obiad był naprawdę dobry i obfity! Każdy dostał tacę, a na niej makaron z tuńczykiem, dwie bruskietki, duża brzoskwinia i butelka wody, do tego do woli białego wina. Na Favignanie zjadłam jeszcze lody.

Na łodzi bardzo sympatycznie mi się gadało z taką grupą turystów włoskich z Veneto. Nie mieli zupełnie pojęcia o tym, co można zobaczyć na Sycylii, no to im opowiadałam :) No a oni się zachwycali, że ja tak dużo wiem i było miło ... A do tego taka historia: jedna z pań pochodzi z Apulii i urodziła się w trullo - takie domki białe, jak domki dla krasnoludków, niezwykłe, w Alberobello. Jej mama pojechała tam kogoś odwiedzić będąc w ciąży i ta pani tam się urodziła. Powinni jej to wpisać do metryki, urodziła się w trullo :)

Teraz odpoczywam sobie po wycieczce, potem muszę się przepakować do samolotu. Jutro rano Angelo zawiezie mnie na lotnisko i przede mną 6 dni na Pantellerii...

on 30 wrzesień 2018
Odsłony: 400

You have no rights to post comments