Wczoraj na lotnisku w Krakowie przywitała mnie Ania, uśmiechnięta jak na swoim avatarku (cogito)... Naczekała się, bo mieliśmy spóźnienie. Przez całą drogę gadałyśmy o naszym sycylijskim zauroczeniu...
Wieczorem fantastyczna caponata, wino, opowieści o podróżach. Czas minął jakoś obok. Dziś obudziłam się, jak zwykle wcześnie, dodałam ostatnie zdjęcia na facebook... Za chwilę zbieram się w ostatni etap mojej podróży - Polskim Busem za 11 złotych do Warszawy. Po południu przywitam rodzinę, Woolika, moje pomidory, cukinie, mój las.
Ta podróż dobiega końca, choć wiem, że teraz czeka mnie wiele tygodni pracy nad zdjęciami, żeby utworzyć galerię, muszę dodać do portalu miejsca, które odwiedziłam, a o których tu jeszcze nie ma - Macari, Macalube, Ustica...
Głowa zaczyna pracować w kierunku planów za rok...
Aniu, dziękuję za fantastyczne przyjęcie!