Linosa cd, jeździmy po wyspie busikiem

Potem pojechałyśmy autobusikiem z Gerardo, bratem Czerwonego Barona :) Zawiózł nas na różne niesamowite tarasy widokowe, drogą otoczoną murkiem z lawy, pokazywał uprawy opuncji i kaparów. Przywitały nas dwa zainteresowane nami osły – Maurizio i jego towarzyszka.

Wśród czarnych wulkanicznych raf jak na księżycu znajduje się tzw. „piscina”, czyli basen. Gerardo zostawił nas tam na pół godziny, mówiąc, że kto chce, może się wykąpać… A ten basen, to było takie oczko wodne wśród raf, o cudnych kolorach, z połyskującymi skałami, jak półki, i wielką czarną wodną przepaścią między nimi.

Bałam się, ale pokusa zwyciężyła. Szybko rozebrałam się i bardzo ostrożnie weszłam na skały do wody. Chwila i już płynęłam. Wrażenie było niezapomniane. Nie tylko te cudne podwodne twory, różnego koloru skały i wodorosty, jakieś porosty, białe skały i czarna pustka, ale też jakiś inny rodzaj bycia w wodzie – jakbym była wodnym stworem z innego świata…

Gerardo powiedział potem, że jak zanurkować w tym naturalnym baseniku bardzo głęboko, to można dotrzeć do podskalnej rzeczki którą można dopłynąć na otwarte morze...

Odwiedziliśmy tez maleńki ośrodek ratujący żółwie morskie, gdzie przebywała jedna mała żółwiczka. Od Gerardo wszystkie panie dostały cudnie pachnącą dziką lilię, własnoręcznie przez niego zebraną na zboczu wulkanu…

Potem w barze zjadłyśmy pachnącą owocami granitę. Jeszcze mały spacer w pobliżu portu – i wyruszamy w drogę powrotną...

on 05 październik 2011
Odsłony: 471

You have no rights to post comments