Dzień 8, wieczorem – Lampedusa!

I w ten sposób zaczął się wolontariat. Jest wieczór, czyli jestem już po pierwszym dniu dyżuru na plaży Isola dei Conigli. Od czego by tu zacząć… Sama nie wiem… Kręci mi się w głowie…

Bałam się, że jako jedyny dinozaur trafię w stado źrebaków, którym będę przeszkadzać. Nic z tych rzeczy, trafiłam do grupy czterech starszych pań, które przyjechały z okolic Turynu. Cztery przyjaciółki, które postanowiły w ten sposób spędzić wakacje. Chyba jestem tu najmłodsza! Czyli grupa emerytek się zebrała! Są śmieszne, ale też trochę irytujące, zobaczymy, co będzie przeważać… Jutro ma przyjechać jeszcze jakiś chłopak, ciekawe, jak ten biedak się będzie czuł z nami. Pewnie będzie raczej trzymał z naszym szefostwem, czyli Francesca i Simone.

Nasza grupa jest trochę mała, dlatego będziemy mieć więcej pracy i mniej przyjemności niż grupy złożone tak jak być powinno, z 10 osób. Powiedziano nam, że w przypadku większej grupy można się umówić, że część osób zamiast pracować jedzie na jakąś wycieczkę. No trudno.

Mieszkamy w miasteczku, to dla mnie nowina, bo filmy jakie widziałam z innych obozów pokazywały jakąś posiadłość poza miastem. Cieszy mnie to, że mieszkamy w miasteczku, bo będzie można łatwo wyskoczyć na miasto kiedy nie ma dyżuru – jutro liczę na kawiarenkę internetową… Poprzednio mieszkałam poza miastem, i potem marzyło mi się, żeby móc mieszkać w miasteczku, i teraz to się spełniło…

Co robimy: ci co mają dyżur, rano lub po południu jadą na plażę. Rano trzeba rozstawić namiot, posprzątać plażę, rozłożyć wszystko, a potem do końca dyżuru albo siedzieć (a raczej stać) przy namiocie, albo chodzić po plaży, no i patrzeć, czy nie trzeba interweniować, komuś pomóc, kogoś pouczyć (że na przykład nie wolno grać w piłkę, kopać dołów, kłaść rzeczy poza oznaczonym terenem itp.). Ci co zostają w domu, sprzątają i przygotowują obiad dla siebie i dla tych, co pracują. Zmiany zaczynają się rano chyba wpół do ósmej, a po południu wpół do drugiej. Wieczorem o 19.30 plaża jest zamknięta, wcześniej zaczynamy sprzątać, chodzimy z takimi siatkami jak na ryby i nabieramy nimi znalezione papiery, plastik, niedopałki. (Wcześniej wydzielamy plażowiczom palącym kieliszki z piaskiem jako zapalniczki, kto napełni niedopałkami taki kieliszek, przychodzi do nas i wsypuje zawartość do siatki, piasek wysypuje się na plażę, niedopałki zostają w siatce…). Wieczorem trzeba też zabrać z plaży wszystko, a więc namiot, śmieci do wyniesienia itp. Nocą plaża musi zostać czysta i pusta.

 

Okazuje się, że dyżury nocne nie do nas należą. Z jednej strony byłoby ciekawe spędzić noc na plaży, szczególnie, gdyby się udało zobaczyć jakieś żółwie, ale z drugiej perspektywa spędzenia calutkiej nocy bez spania mnie przerażała, wiem, co to dla mnie znaczy. Dyżury nocne są tu jednak obowiązkiem jakichś chłopaków, którzy nie należą do naszej grupy.

Panie są sympatyczne, ale oczywiście, znalezienie się w grupie osób, które się dobrze znają, mają własne zwyczaje itp. może być ryzykowne. Obowiązek przygotowania obiadu to kolejny problem – już dziś Francesca wydzieliła mnie na jutro do popołudniowej zmiany (podobnie jak dziś, ale dziś dlatego że przypłynęłam w południe) – i zadała mi pytanie – co chcę przygotować na obiad! O nie, w to ja się bawić nie będę, ja tu nie będę rządzić, szczególnie, jeśli chodzi o jedzenie! Oni mają własny sposób jedzenia, przygotowują posiłki po swojemu. Nie zrobię im nic po polsku, bo to co bym mogła zrobić z pewnością ich nie zadowoli, a przygotować im coś po włosku też nie ma sensu, bo z pewnością powiedzą (albo nie powiedzą) że przecież to się robi inaczej. Więc z góry zgłosiłam, że ja tu będę od fizycznej pracy, mogę zmywać, obierać, przygotowywać, ale niech mi mówią co mam robić.

Jeszcze nasz dom: jak powiedziałam, mieszkamy w miasteczku, w tej chwili nie potrafię dokładniej powiedzieć gdzie, jutro jeśli mi się uda wyrwać stąd na chwilę, zorientuję się (albo zgubię). Jedna z tych licznych poprzecznych uliczek niedaleko Bar dell’Amicizia (Alka wie o jaki rejon chodzi).  Mamy tu łóżka piętrowe (dwie mają nie piętrowe, i jak bym przyjechała wcześniej to bym zajęła). Moje jest na dole po środku. Ponoć koleżanka z boku strasznie chrapie. Super! Nie bardzo jest gdzie dać rzeczy, nie ma żadnych szafek, no ale myślałam że tak właśnie będzie. W łazience można zostawić swoje rzeczy. Mamy też kuchnię, jadalnię i balkon (albo dwa). Ulica jest bardzo cicha, mam nadzieję, że i rano tak będzie. Internetu brak… Mój netbook wyłapuje jakieś wifi, ale niestety, prosi uprzejmie o klucz…

Panie jak na razie traktują mnie wyrozumiale, ja powiedziałam im, że na razie muszę poobserwować o co chodzi, co jak się robi, i żeby mi mówiły co mam robić. Ale na plaży kilku osobom odpowiedziałam na pytania na temat zwyczajów żółwi, a nawet kilku zwróciłam uwagę, żeby zabrali rzeczy z niedozwolonego miejsca! Niektórzy patrzą na nas odrobinę jak na intruzów (lub czepialskich), ale wiele osób przychodzi zapytać o coś, albo pogadać, a podczas sprzątania wieczornego pokazywali, gdzie zauważyli niedopałki… Kilka osób przyniosło rozbite kawałki szkła.

No i tak to będzie wyglądało. Muszę przyznać, że choć plaża jest piękna, to samo stanie na niej przez kilka godzin lub przechadzanie się tam i z powrotem wzdłuż plaży wśród plażowiczów jest nieco nudne. Ciekawe, kiedy ludzie przychodzą pogadać, oraz zachwycająca była plaża wieczorem, kiedy plażowicze już sobie poszli, słońce chyliło się ku zachodowi, wyspa nabierała wieczornego koloru, a mewy chodziły po plaży… Niestety, nie zostaliśmy tam do zachodu słońca…

Teraz panie poszły grać w karty, jedna leży i czyta, ja piszę i chętnie bym poszła spać… Jutro pewnie pobudka będzie wcześnie, choć moja zmiana jutro jest po południu.

on 04 lipiec 2013
Odsłony: 648

You have no rights to post comments