5.06 - Lipari wieczorem, jutro jadę dalej...

Zaglądam jeszcze do Canneto, gdzie mi się rano tak spodobało, i już autobusem wracam do Lipari, a Immacolata, zgodnie z obietnicą, zawozi mnie jeszcze w parę miejsc widokowych. Z jednego widać jak na dłoni wyspę Vulcano (która jest bardzo blisko Lipari) i wszystkie jej wulkany, a z największego, tego złotego dymiło się na biało... Vulcano,Vulcano, ciągnie mnie na tę wyspę...

Teraz biorę się za pakowanie, jutro rano jadę na Saliny, to jest bardzo blisko. Barbara napisała mi, żebym zostawiła plecak w kasie biletowej (o rany, mam nadzieję, że mnie nie pogonią...) i pojedziemy na plażę (hm, a mnie się ta woda wydaje zimna...) a potem na jedzenie (pane cunzatu i granita... – chyba chodzi o coś w rodzaju bruskietek, a granita to ja wiem co to takiego i jeden pan dziś mi polecał granitę na Salinie, właśnie tam gdzie mamy się wybrać!).

Potem odbierzemy mój plecak (hm...), i pojedziemy „do domu”. Dalej nasze plany jeszcze nie sięgają, ale ja wiem, że u Barbary pozbędę się części – choć niewielkiej – prezentów, jakie wiozę, więc choć niewiele, ale mi ulży... Trochę mi szkoda, że na Salinę mam tylko jeden dzień, ale wysp jest siedem – SIEDEM... Chcę ich wszystkich posmakować...

Wydawało mi się, że w dwa dni na Lipari niewiele jestem w stanie zobaczyć, bo nie mam szans dotrzeć w wiele miejsc, ale zobaczyłam naprawdę dużo, a jeśli czegoś nie widziałam - Immacolata mówi, że będzie powód, żeby tu wrócić :)

on 05 czerwiec 2012
Odsłony: 385

You have no rights to post comments