Program podróży na dziś:
- 13.10 wylot z W-wy (LOT) 15.30 przylot Rzym Fiumicino
- pociągiem do Roma Termini, metrem do Roma Tiburtina
- 21.00 Autobus SAIS Rzym-Messyna (42E), spanie w autobusie


Roma Tiburtina to stary dworzec autobusowy, zatłoczony, ludzie siedzą na ziemi. Oczywiście, każda linia ma własną kasę, jeśli ktoś o tym nie wie, znalezienie tej właściwej nie jest łatwe. Miłe zaskoczenie – kupuję bilet powrotny w jakiejś promocji - 75 euro w obie strony, dzięki czemu mam już bilet na powrót i gwarancję miejsca. Fakt, że mam bilet jakby nieco poprawia mi humor... coś się udało. No, bo z tym humorem coś ostatnio było nietęgo, jakaś taka przedwyjazdowa depresja mnie złapała (coś w rodzaju: na pewno się nie uda…), ale miejmy nadzieję, że mija…

Muszę koniecznie coś zjeść i kupić wodę, ale na razie siedzę na schodach nowego dworca kolejowego (ten jest dla odmiany całkiem nowy, czysty i taki jakiś ... pusty) - siędzę na schodach i zipię... Do odjazdu mam dwie godziny, potem będzie cała noc w autobusie, ciekawe, czy uda mi się usnąć choć na chwilę... Będę przejeżdżać przez Neapol, Salerno, Reggio Calabria, fajnie byłoby to zobaczyć, ale nocą – wolałabym spać.

Jem niby pizzę u Turków (ślicznych jak marzenie!), odpoczywam i ruszam na przystanek. Tu widzę dwa autobusy SAIS – SICILIA. Pytam przy pierwszym, o której rusza – o 21.00, no to mój. Oddaję plecak do wysokiego bagażnika, w głębi którego uwija się jakiś Tunezyjczyk, i idę jeszcze do toalety. Po powrocie pokazuję bilet kierowcy, a ten na to, że do Messyny to ten drugi autobus! No, to się narobiło...

Tunezyjczyk początkowo udaje, że mnie nie widzi i uparcie doładowuje walizy na stos, pod którym gdzieś tam leży zakopany mój plecak. Potem chce mnie zamordować, krzyczy groźnie, błyska straszliwie białkami oczu, ale Włosi go w końcu uciszają i pomagają mu odkopać mój plecak, wyciągając połowę bagażu na ziemię... Na koniec jeszcze życzą mi miłej podróży, a mnie jest głupio, ojej jak bardzo głupio ...

W końcu siedzę na moim miejscu, udaję, że mnie nie ma i mam nadzieję, że nic się już nie wydarzy... Dobranocka!"

Opublikowano: 03 czerwiec 2012
Odsłony: 390

(godzina 5.40) Stoimy w porcie San Giovanni i czekamy w kolejce do promu. Nie wiedziałam, że ta cieśnina jest taka wąska, że Sycylia jest tak blisko! Most w tym miejscu byłby całkiem na miejscu, oczywiście, byłby długi, ale chyba nie niewykonalny – choć musiałby zakładać ewentualność zmiany odległości między lądem a Sycylią (ruchy tektoniczne).

Noc była, hm, powiedziałabym łagodnie – upiorna... Usiłowałam przez cały czas się jakoś ułożyć, marząc o tym, żeby choć przez chwilę się zdrzemnąć. Fotele nie opuszczają się, na szczęście są miejsca więc mam dwa, ale ułożyć się na nich nie jest łatwo. Dobrym pomysłem byłaby poduszka i coś cieplejszego, dobrym pomysłem byłaby ... umiejętność spania w ekstremalnych warunkach.

Koło piątej odwracając się na 1550 bok zobaczyłam, że jedziemy po wysokim wybrzeżu, wschodziło słońce i było pięknie, więc – nie miało sensu spać. Potem zobaczyłam za kawałkiem morza cypel i zrozumiałam, że to Stretto di Messina czyli Cieśnina Messyńska. I tam po drugiej stronie morza, jak na drugim brzegu dużego jeziora - zobaczyłam Sycylię... Pojęcia nie miałam, że to właśnie tak wygląda... Płyniemy przez to morze, a z nami samochody osobowe, cysterna, tiry, ludzie na piechotę. Wyszło słońce...

To było, a teraz ... płynę powolutku statkiem na Lipari... Statkiem jest wolniej niż wodolotem, ale więcej widać, więc patrzę... Mijamy Vulcano z jego księżycowymi widokami i niesamowitym zapachem. Zafascynowało mnie i już się nie mogę doczekać, kiedy tu wrócę.

A tymczasem - Lipari... Wpływamy do portu.

Opublikowano: 04 czerwiec 2012
Odsłony: 375