11.06 - Pepata di cozze w bardze Puntazze

Wracam wybrzeżem do wioski. Jestem zmęczona, zgrzana, poparzona przez meduzy, i piekielnie głodna. Ostatnio jem głównie morele, pomidory i mozzarellę. W końcu trzeba zjeść coś konkretnego.

Biję się z myślami: Rodzina Giovanny prowadzi bar, i wypadałoby tam pójść coś zjeść, ale nie widziałam tam żadnego menu, nie wiem co tam można, „come si fa”... W barze tuż poniżej mojego domu – tam gdzie gra ta nieszczęsna muzyka – wiem, że dają rybne dania, nawet w przewodniku Globtrottera go polecają. Ale czy to będzie fair wobec rodziny Giovanny? Sama nie wiem. W końcu decyduję i schodzę do baru Puntazzo. Do baru rodziny Petrusa pójdę wieczorem, może tam można zjeść lody czy granitę?

Biorę prysznic, przebieram się obiadowo :) i schodzę do baru. Obsługa wydaje się być zaskoczona, nie spodziewali się chyba gości... Siadam w cieniu, pod pergolą z jakichś cudnych różowych kwiatów, przed oczami mam znów Salinę i Filicudi...

Oczywiście, jak zwykle nie mam pojęcia co zamówić, wybieram pepata di cozze, co można by przetłumaczyć: małże w pieprzu, czy jakoś tak, do tego kieliszek wina. Inne możliwości to był kalmar w sosie, no i ryba miecz (ale to już znacznie powyżej mojego limitu...). Była też ryba z dzisiejszego połowu, i następnym razem spróbuję zamówić taką rybę.

Dostaję najpierw smaczne grzanki z papryką, wino, a później ogromny stos czarnych muszli w smakowitym pikantnym sosie, z cytryną. Nie wiem, czy małże się je tak jak ja to robię, czy może należy użyć jakichś innych sztuczek. Ale co tam! Objadłam się, tym bardziej, że do posiłku podano mi niesłychanie smaczny chleb z oliwkami... Maczam małże w sosie, skrapiam cytryną, popijam winem, a chleb – tutejszym zwyczajem – maczam w sosie.

Przede mną lekko faluje morze, na widnokręgu za lekką mgiełką wyspy, które na mnie czekają, nade mną pergola różowych kwiatów... Czy życie może być piękniejsze?

Po obiedzie nie da się zrobić nic innego, jak tylko ... drzemka! Później nie wybieram się nigdzie, mam zamiar spędzić czas spokojnie, powolutku. Popiszę, pooglądam zdjęcia, poczytam. Potem się spakuję. Jutro o 7.30 mam wodolot. Może się też zdarzyć, że wodolot nie przypłynie. Wcale bym nie była nieszczęśliwa, musząc tu spędzić jeszcze jeden dzień, ale szkoda byłoby pozostałych wysp, więc lepiej już niech przypłynie. Giovanna napisała mi, że mieszka „200 schodków od głównej drogi”... 200 schodków to nie byle co, szczególnie z plecakiem... Ale to pojutrze.

on 12 czerwiec 2012
Odsłony: 416

You have no rights to post comments