18.06 - Pożegnalnie o jedzeniu i nie tylko...

Dzisiejszy dzień, choć ostatni, jest bardzo pogodny. I nie mówię tylko o upalnym słońcu... Rano robię trochę jeszcze prezentowych zakupów, głównie do jedzenia, ganiam na rowerze uliczkami Vulcano, kupuję bilet na wodolot na 17-tą, korzystałam po raz ostatni z internetu.

Ponieważ internet znajduje się w sklepie, głównie z grzeczności zaglądam na półki i tu miłe rozczarowanie – sporo tutejszych specjałów, w niższych cenach niż w „centrum”. Zaintrygowały mnie cucunci, wiem, że to jakaś część kaparów, nie ta, co zazwyczaj kupuję. Pytam pani, co się z tego robi, a ona natychmiast daje mi do spróbowania jeden owoc z miski – odsolony, z oliwą. Doskonały!

Okazuje się, że cucunci to owoce kaparów, a normalnie jadamy ich pączki - dlatego też "przyzwoite kapary" nie mają szans na kwitnienie i wytworzenie owoców. Owoce, czyli cucunci są uważane za odrzut, ale niesłusznie, bo są wyśmienite!

Już wczoraj wypatrzyłam pescheria, czyli sklep rybny, wydawało mi się, że można tam również zjeść. Zaglądam tam dzisiaj, sympatyczny chłopak wita mnie miłymi słowami: Bella signora!:)

Na moje pytanie, czy tu można się pożywić, odpowiada, że niestety nie, ale może mnie zaprowadzić tam, gdzie zjem dobre ryby. Upewniam się tylko, czy nie będzie to jakieś super drogie i luksusowe miejsce, ale zapewnia mnie, że nie, a do tego „właścicielka jest do pani bardzo podobna”. Ten argument musi mnie przekonać ;)

Widziałam wcześniej tę restaurację, w drodze na wulkan i z powrotem. Il Cratere, lokal działający od 1978. Następny powód, dla którego muszę tu zjeść pożegnalny obiad - ta data jest dla mnie bardzo ważna...

Restauracja sprawia rodzinne wrażenie. La signora Alda – ta do mnie podobna - wita mnie miło. Sympatyczna dziewczyna zaraz przynosi menu. To jest zawsze trudny moment... Ale tym razem mam zamiar sprawić sobie pożegnalny prezent. Tyle razy jadłam na obiad foccaccię lub pomidory z mozzarellą (które uwielbiam!), tym razem kryterium będzie głównie to, na co mam ochotę.

Zwykle jadam tylko jedno danie, albo makaron z sosem, albo drugie. A teraz biorę na przystawkę caponata siciliana, doskonałe bakłażany z kaparami, oliwkami w sosie pomidorowym. Nie za ostre, nie za delikatne, takie jak trzeba. Znów do tego żółty chleb, do wybrania do czysta sosu z talerza.

Potem kilka rodzajów ryb panierowanych, między innymi nadziewany kalmar, doskonały. Co w nim jest, nie mam pojęcia, ale jest świetne. I pozwalam sobie jeszcze na deser! Słynne są sycylijskie cannoli, a ja ich jeszcze nigdy nie jadłam. A więc na deser cannoli. Ciacho paluchy lizać, nadziewane kremem z ricotty... Objadłam się na następny tydzień, za oknem spogląda na mnie łaskawie Gran Cratere i odsuwa od siebie wszelkie złe zamiary, ptaki śpiewają...

Jadę jeszcze w wypatrzone wcześniej miejsce, drogę między winoroślami a trzcinami, no i wracam oddać rower. Spacerek (po takim jedzeniu...) powolutku w stronę campingu. Tu skręcam od razu na plażę. Wiem, że po takim obfitym obiedzie nie ma co marzyć o porządnym pływaniu. To nic, brodzę po płytkiej wodzie, przyglądam się wodorostom, krabikom uciekającym przed obiektywem, usiłuję to wszystko dobrze zapamiętać ...

on 18 czerwiec 2012
Odsłony: 432

You have no rights to post comments