Pantelleria, wtorek, raniutko

P1160622Nareszcie się wyspałam (chyba...) W nocy telefon zawiadomił mnie, że skończył żywot, bo szukanie sieci za bardzo go męczy. No i dobra. Jestem przecież na końcu świata... Odsunęłam zasłony, widzę morze, jest nadal na swoim miejscu.

Jakby słońce chyba za chmurami czy za lekką mgłą, bo niebo nie jest takie prawdziwie niebieskie i światło też nie jest takie, jak mogłoby być. Mam nadzieję, że w ciągu dnia to się zmieni. Ale i zachód słońca wczoraj był niepozorny (bo z mojego tarasu mogę kontemplować zachód słońca...) - kawałek nad poziomem morza słońce ukryło się w chmurach, których nie było widać, po prostu, zaczęło znikać jak podczas zaćmienia...

Co dziś będę robić? Pewnie gdzieś pójdę, ale obiecuję, obowiązkowo wezmę wodę i prowiant. Chciałabym albo przejść na drugą stronę wyspy do jeziora Specchio di Venere, ja tam po prostu muszę pójść! - albo też do Scauri. Żebym znała rozkłady jazdy autobusów, to mogłabym choćby w jedną stronę pojechać autobusem, jeśli takowy jeździ, ale żeby je poznać, musiałabym dostać się do portu.

Mam nadzieję, że odezwie się Marzena, która mieszka w porcie, chciałabym się z nią spotkać, może ona mi powie, o której może być autobus, bo skąd to już wiem. Wiatr wieje dziś bardziej niż wczoraj. Na Pantellerii zasadniczo wiatr wieje zawsze, dlatego nazywa się ją córą wiatru...

on 05 maj 2015
Odsłony: 448

You have no rights to post comments