Reggio Calabria i: to się w końcu musiało zdarzyć i mnie…

 Tyle razy słyszałam, że komuś zaginął bagaż, zawsze myślałam, że w końcu trafi na mnie… No i trafiło. Może ta pani zbyt rozkojarzona wysłała go nie wiem gdzie, w każdym razie nie mam walizki, nie mam sandałów (na nogach buty do trekingu), nie mam nic na zmianę, nie mam kostiumu kąpielowego ani kosmetyków… Szczęście w tym wszystkim, że nie jestem sama, że to nie stało się na przykład w Rzymie, to już by była klęska. Tutaj jest Nino i Anna, Nino zajmuje się wszystkim. Załatwiamy formalności, pani mówi, że może walizka przyleci następnym samolotem, wieczorem, więc idziemy na spacer po mieście, idziemy coś zjeść (nie wiedziałam, że w Alitalia dają teraz do jedzenia kruche ciastka i napoje tylko, no i nie wzięłam nic do jedzenia…). Jeśli dziś nie przyleci walizka, jutro będzie problem, ale jeśli się znajdzie, mogą ją przywieźć do Palizzi, to jest jakieś 40 km od Regio. Szkoda mi, że w ten sposób moi przyjaciele mają problem, ale egoistycznie cieszę się, że stało się to w takiej sytuacji…

Jemy kolację na pięknym bulwarze z widokiem na Sycylię po zachodzie słońca. Kolory nieba, morza, światełka w oddali, gorące powietrze, spacerujący ludzie, spokój… Jem pesce spada z rusztu, piję wino. Potem idziemy bulwarem, rozmawiamy… W końcu przed jedenastą docieramy na lotnisko – nie ma walizki…

You have no rights to post comments