2 września, wycieczka do Palizzi Superiore

Wiele lat temu dostałam od Anny widokówkę z Palizzi: była na niej ogromna skała, pod nią przycupnięte domki, a na niej ruiny zamku. Myślałam tylko, że to wszystko znajduje się nad samym morzem. Tymczasem Palizzi gdzie jesteśmy to Palizzi Marina, czyli nadmorska, a prawdziwe Palizzi, inaczej zwane Palizzi Superiore schowane jest w górach, 11 km stąd.

Pojechaliśmy więc w góry: brak mi bardzo możliwości zrobienia zdjęć tych niezwykłych górskich widoków, bo z samochodu się nie daje, a zatrzymać się też nie ma jak, bo droga wąska, kręta... Po drodze zatrzymaliśmy się w winnicy znajomych, którzy przygotowywali się do zbiorów. Przeganiali nas żartobliwie, mówiąc, że nie mają czasu na gadanie, ale mieli czas obdarować mnie butelką wina własnej roboty! Anna powiedziała, że panowie zazdrośnie strzegą swojego wina, i że oni (Anna i Nino) nigdy nie dostali od nich butelki - a ja tak! Wypijemy to wino przed moim wyjazdem, bo nie będę go wieźć przez następne dwa tygodnie...

Potem pojechaliśmy dalej, wyżej i wyżej, po drodze winnice, ale też dużo opuszczonych zabudowań. Nino pokazał mi domy, gdzie kiedyś mieszkali jego dziadkowie, był też budynek dawnej szkoły, dziś ruina. Ludzie opuścili te domy, bo mieszkanie tutaj nie jest łatwe... W końcu dojeżdżamy w miejsce, gdzie zostawiamy samochód, dalej pójdziemy drogą pieszo. Z góry widać tę niezwykłą skałę i pod nią przycupnięte domy... Palizzi Supperiore, właściwie - Górne, choć teraz widzimy je w dole z miejsca gdzie jesteśmy. Niesamowite, że tam mieszkają ludzie, niewiele ich tam jest, szczególnie w zimie, ale jednak są. Dawniej podobno ludzie mieszkający tutaj nigdy nie schodzili do morza, mieszkali sobie daleko od świata w miasteczku, zbudowanym w miejscu, gdzie nie groziły im napady piratów, przybywających z morza. Podobno jeszcze kilkadziesiąt lat temu kiedy rodziło się dziecko, zapisywano datę narodzin na kartce żeby zarejestrować ją w urzędzie  kiedyś, kiedy będzie okazja by zejść w dół, czasem po paru latach... 

Niestety, kiedy zeszliśmy w dół, słońce schowało się już za górami, o ile piękniej by tu było w blasku słońca... Chodzimy po wąskich uliczkach, między domami zbudowanymi na skale, pod skałą, obok skały, niektóre niezwykle ciekawie, większość jednak domów jest opuszczona, między nimi trochę takich, gdzie widać ślady życia. Na głównej ulicy siedzą ludzie, rozmawiają. Koło sklepu z jednej strony siedzą kobiety, na przeciwko mężczyźni... Idziemy wyżej i wyżej, coraz mniej zamieszkałych domów. Widzimy tabliczkę z nazwą ulicy: via Garibaldi, to robi wrażenie tu, gdzie praktycznie nikt nie mieszka... Ale na jakimś domu widać antenę satelitarną... W końcu dochodzimy do zamku wyremontowaną ładnie drogą, koło zamku stoi dźwig, widać, że tutaj trwają prace rekonstrukcyjne. Potem wracamy już po ciemku do samochodu, w dole widać tylko światła. Zostawiamy tych ludzi z ich światem schowanym przed naszym światem...

You have no rights to post comments