Dzień 13, cd, Ibla

W Ibli zakochałam się na odległość już dawno temu, już sama jej nazwa podziałała na mnie magicznie... Ibla... Marzyłam o tym, żeby ją zobaczyć... Wzgórze Ibla (Hybla), zamieszkane prawdopodobnie już w III tysiącleciu p.n.e ma bogatą historię. Kiedyś była to dzielnica baronów, kleryków, rzemieślników i pracowników rolnych, dziś jest to cichy, spokojny zakątek, pełny wąskich uliczek, schodówk, cichych zułków i placyków

Doszłam do tarasu widokowego - cudo! Pode mną przepiękny widok, przytulone do siebie domy, kościoły o bajkowych kopułach i te cudne dachy, dachy... Myślę - może mi wystarczy, przecież widzę te niesamowitości, mogę porobić zdjęcia i wrócić... Ale gdzie tam, wystarczy! Schodzę, tam trzeba dojść...

Cały czas w dół, jedyny problem to myśl, ze potem trzeba będzie pójść do góry... Ale może będzie stamtąd jakiś autobus na stację? Fotografuję z góry dachy z piaskowca, kościoły, uliczki. Potem jestem w Ibli, pięknie..., dumna jestem, że tu jestem, że dałam rady, że się nie wycofałam... W końcu trzeba wracać.

Oczywiście, autobus nie wiadomo, kiedy będzie, a pociąg za godzinę. No wiec idę. Trochę oczywiście pobłądziłam, obeszłam Iblę dookoła, no ale w końcu jakoś dziwnie znalazła sie stacja i wsiadłam w pociąg - nie byle jak:

Kiedy zgrzana, spocona wpadłam do kasy biletowej pytam o bilet do Modyki, a facet mi mówi, żebym przeszła do niego od strony peronu... Dziwna sprawa, ale robie jak mówi, a tu okazuje sie, że pociąg stoi a maszynista czeka aż JA kupię bilet, skasuję i wsiądę! Wsiadam i wtedy odjeżdżamy... Dumna jestem niesamowicie, co prawda pociąg znów ma dwa wagony, ale na mnie jedną czekał...

on 04 październik 2007
Odsłony: 546

You have no rights to post comments